To było ponad 70 lat temu. Pewnego popołudnia mój ojciec Kazimierz usiadł przy stole, przy którym odrabiałem lekcje. Otworzył pudełko z nićmi. Guzik chciał przyszyć do marynarki, której nawet z siebie nie zdjął. Wziął igłę do ręki, ale jeszcze chwilę rozglądał się dookoła. W końcu urwał rożek z leżącej koło stołu gazety i wsadził go w kącik ust. Zaczął szyć. Pochyliłem się nad zeszytem, udawałem, że coś piszę, lecz wzrok wbiłem w ojca. Papierek nie dawał mi spokoju. Skończył szyć, papierek wyjął. Nie wytrzymałem: Tato, po co ten kawałek gazety trzymałeś w ustach? Żeby sobie rozumu nie zaszyć, synku – odpowiedział.
Patrzę na naszych rządzących w ławach sejmowych i wiem, że się nie mylę. Żaden z nich nigdy nie poznał smaku gazety w kąciku ust. Oto na trybunę wdrapuje się z szybkością światła wiceminister rolnictwa Kowalski. Zaczyna coś krzyczeć, a ja dałbym głowę, że słyszę wsie wstajot, burnyje apładismenta prochadziaszczyje w owacju – tak to zapamiętałem z radia w 1952 r. (transkrypcja kulawa, bo moja). Stalin, Stalin, Stalin – krzyczano na XIX zjeździe WKP(b) – Wielkiej Komunistycznej Partii Bolszewików. Generalissimus nie mógł wtedy wiedzieć, że za niecałe pół roku przestanie się wypowiadać na jakikolwiek temat.
Na nieszczęście dla Polski Czarnek i Kowalski są w świetnej formie. Nie musimy się o nich martwić, raczej martwmy się o siebie. „Kłamiecie, kłamiecie i kłamać będziecie. Nie macie prawa mierzyć nas swoją bandycką miarą” – krzyczał do opozycji w Sejmie (8 lutego) minister edukacji. Jak na siebie, bardzo eleganckimi słowami. Tak odpowiadał na zarzuty w aferze „Willa plus”, w której 40 mln państwowych dotacji rozpuścił wśród 42 klusek z pisowskiego kotła. A te „kluski” to oczywiście organizacje powiązane ze Zjednoczoną Prawicą, Kościół i prawicowe fundacje.