Kraj

Wyrok za pigułkę

Justyna Wydrzyńska Justyna Wydrzyńska Wojtek Radwański/AFP / East News

„Winna udzielenia pomocy Annie przez przekazanie paczkomatem mizoprostolu” – usłyszała po rocznym procesie Justyna Wydrzyńska. Zasądzona kara dla aktywistki społecznej edukującej o aborcjach to prace społeczne: w wymiarze 30 godz. miesięcznie przez osiem miesięcy. Ordo Iuris, które miało prawo do wygłoszenia własnej „mowy końcowej” w tej sprawie, wnosiło o rok pozbawienia wolności. Bo „oskarżona chlubiła się przestępstwem”.

Justyna Wydrzyńska została oskarżona o „pomoc w przeprowadzeniu aborcji” oraz „posiadanie nieautoryzowanych leków z zamiarem wprowadzenia ich na rynek” w listopadzie 2021 r. To pierwsza sprawa w Europie dotycząca ścigania za pomoc w aborcji poprzez dostarczenie tabletek do aborcji farmakologicznej. Od samego początku Wydrzyńska mówiła, że postąpiła dobrze, słusznie, po ludzku. I swojego postępowania nie żałuje.

„Skontaktowała się ze mną kobieta w rozpaczliwej sytuacji. Powiedziała mi, że jej agresywny mąż próbuje ją powstrzymać przed aborcją. Jej historia poruszyła moje serce, gdyż sama miałam podobne doświadczenia. Czułam, że muszę jej pomóc” – mówiła. Okoliczności tej sprawy przemawiały za tym, by uznać to, co zrobiła aktywistka Aborcyjnego Dream Teamu, za działanie o znikomym stopniu społecznej szkodliwości. Wydrzyńska odpowiedziała na prośbę o pomoc w czynności niebędącej przestępstwem (własna aborcja nie jest w Polsce karalna), a aktywistka nie działała z własnej inicjatywy, tylko na wyraźną prośbę osoby w niezwykle trudnej sytuacji życiowej i osobistej. Motywowała ją jedynie chęć pomocy drugiemu człowiekowi.

Wiedziałam, że wyrok będzie skazujący. Sygnałów było tak dużo, że trudno było liczyć na inny obrót spraw – mówi Wydrzyńska.

Polityka 13.2023 (3407) z dnia 21.03.2023; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 9
Reklama