To brzmi, jakbym opisywał sen: „Śniło mi się, że do pracowni wpadł Leszek Balcerowicz, rozmawialiśmy, a potem wsiedliśmy do łódki i pływaliśmy po Bugu, ale okazało się, że to dług publiczny, i wtedy się obudziłem”. A przecież zdarzyło się naprawdę. (Pomijając Bug i łódkę). Dawno temu profesor Balcerowicz odwiedził naszą pracownię i zapytał, kiedy grafików zastąpią komputery. Było to najlepsze otwarcie konwersacji, jakie słyszałem. Zabójczy cios zadany samej idei small talku.
– Nie za mojej kadencji, panie profesorze – odparłem naiwnie.
Minęło siedem, może osiem lat. Amerykańscy graficy właśnie złożyli pozew przeciwko portalom, które wykorzystują algorytmy do tworzenia ilustracji. (No i kto to przewidział?).
• • •
Jeszcze w grudniu śmialiśmy się ze sztucznej inteligencji. To historyczna prawidłowość: zaczyna się wesoło. Kiedyś żartowaliśmy z topornych zdań układanych przez Google Translate. Wyśmiewaliśmy pierwsze telefony komórkowe. Darliśmy łacha z komputerów. Kto pamięta rysunki, na których przedstawiano mózgi elektronowe z mnóstwem wskaźników i żarówek? Maszyna mrugała (promieniste kreski), podskakiwała (równoległe kreski), dzwoniła (wygięte kreski), żeby w końcu wypuścić dymek z napisem „2 + 2 = 5”.
W bibliotekach można znaleźć czerstwe kawały na temat maszyn parowych, a na ścianach jaskiń – figlarne komentarze dotyczące krzesania ognia.
Sztuczna inteligencja tolerowała żarty. Udawała głupszą, niż była. Pozwalała wierzyć, że jesteśmy niezastąpieni. Aż w końcu przyszła po nasze miejsca pracy. W branży technologicznej tragedia to komedia plus czas.
• • •
Siedzimy w niedogrzanej pracowni. Kolega mówi, żeby się nie przejmować.
– W tym fachu najważniejsza jest ręka!