Wiele lat temu podczas zwiedzania jakiejś wystawy, chyba komiksu, na bok wziął mnie sam Krzysztof Teodor Toeplitz. Mogłam mieć wtedy lat 19. Wielce zafrasowany losem swego syna pytał: „słuchaj, bardzo się martwię. Mój Franio już drugi rok spotyka się z jedną i tą samą dziewczyną…”. Taki już los rodziców, że martwimy się i pochylamy nad „dziwactwami”, które wyprawiają nasze dzieci. Teraz zastanawiamy się, dlaczego wielu młodych mężczyzn nie tylko nie uprawia seksu, ale jeszcze w pakiecie głosuje na skrajnych narodowców. Czy to się łączy? Zapewne spora wśród nich grupa tzw. inceli. Atrakcyjne, niezależne koleżanki wybierają randkowanie z inną grupą niż z gośćmi, którzy sprawnie poczynają sobie jedynie z joystickiem. Sprawa oczywiście nie sprowadza się li tylko do sfery seksualnej, a udawanie, że Konfederacja jest jakimś marginesem, to zwykła arogancja.
Staram się poznać kobiety, które głosują na brunatnych „wolnościowców”. Mamy aż 5 proc. kobiet deklarujących poparcie dla tej mizoginistycznej formacji. Ewidentnie „siostrzeństwo” nie ma się tak dobrze. Co z tego, że od dawna już mamy urodzaj przekonujących książek feministycznych. Począwszy od kultowego „Świata bez kobiet”, przez prace Joanny Kuciel-Frydryszak, Bell Hooks czy książkę Rebeki Solnit „Mężczyźni objaśniają nam świat”. Jednocześnie jednak dożyliśmy potężnego backlashu i dobre sondaże Konfederacji są między innymi efektem tegoż backlashu. Mizoginek czy po prostu kobiet, które nie życzą innym dziewczynom dobrego życia, są w Polsce miliony.
Mizoginkami bywają nasze własne matki. Taka sytuacja: do mamy nagle dzwoni dorosła córka, która ma potężne problemy z mężem. Wyzwiska, przemoc finansowa, nękanie, bo kobieta chce pracować na ćwierć etatu.