Kulturcia i Sztusia
Na placu Szembeka była sobie budka. To znaczy, najpierw były topole, trawniki i libacje na skwerku. Potem nastąpiła rewitalizacja. Topole wycięli. Plac wyłożyli szarym kamieniem. Latem kamień się nagrzewał, chodzić już się nie dało, ale przynajmniej pojawiła się szansa, że pobijemy miejski rekord ciepła.
No więc na placu była fontanna i budka. W budce mieściła się dzielnicowa informacja kulturalna. W informacji stało akwarium. W akwarium mieszkały dwie rybki. Lubiliśmy je odwiedzać, wracając z dzieckiem ze szkoły. Nazywaliśmy je Kulturcia i Sztusia. Pływały apatycznie. Po pewnym czasie jednej rybce coś wyrosło. Wkrótce w akwarium pływała już tylko jedna rybka. Nadal ją odwiedzaliśmy. Aż pewnego popołudnia nie zastaliśmy żadnej rybki. Po pewnym czasie zniknęło także akwarium.
Minęło wiele lat, a my wciąż nie wiemy, która padła pierwsza: Kulturcia czy Sztusia?
Robot
Osoba uczy w szkole. O tej osobie mógłbym wiele opowiadać, ale nie opowiem. Mowa jest srebrem, a dane osobowe złotem. Nie ma powodu, żebym państwa obsypywał złotem danych osobowych. Osoba uczy w szkole i już. A do szkoły przychodzą pomoce naukowe.
– Rząd przysłał nam robota w częściach – powiedziała osoba pewnego razu.
– Pewnie czyjś szwagier ma hurtownię robotów w częściach – odparłem cynicznie. Osoba wzruszyła ramionami. Osoba nie jest cyniczna.
– To się nazywa Projekt Narodowy Robot Przyszłości czy coś. Mogło być znacznie gorzej – powiedziała osoba. – Innej szkole przysłali bydlęce oczy w formalinie. I to w lipcu. Przez miesiąc leżały w sekretariacie. Zresztą mogli nic nie przysłać, a zaoszczędzone pieniądze wydać na zakup nieruchomości.
Najwyraźniej władza pokochała roboty.