No tak, też żeśmy byli, we czwórkę. Wsiedliśmy w autobus na początku trasy, zaraz za pętlą. Sporo ludzi już jechało, wszyscy ubrani stosownie do pogody i okoliczności. Niektórzy mieli emblematy z poprzednich okazji. Wyblakłe sądy. Lekko sprane konstytucje. Czerstwe żarty o gorszym sorcie. Jeszcze na Dwernickiego komuś udało się dosiąść. Potem zrobiło się naprawdę ciasno. Na przystankach stały tłumy z flagami. Autobus zwalniał i zaczynały się negocjacje.
– My już ubici – wołał ktoś ze środka.
– Chociaż jedna osoba – apelował ktoś z zewnątrz.
– Niech próbuje.
– Prosimy na kolanka! – rzucał ktoś figlarnie.
– Gdzie z tą hulajnogą!
W środku panował nastrój pogodnej ekscytacji. Trochę jak w drodze na szkolną wycieczkę. Jakbyśmy się wszyscy wybierali na koncert plenerowy albo wspólnie planowali jakiś kawał.
• • •
No, trochę żeśmy się kłócili przed wyjściem. Nawet na facebookowej grupie absolwentów wybuchły spory. Nie pamiętałem, że taka grupa istnieje. Ożyła nad ranem, momentami bardzo zacietrzewiona.
Tusk nie jest progresywny. – Nie idziemy dla Tuska – mówiliśmy. Wyliczaliśmy inne powody. Wyliczaliśmy w skrócie, bo nie było siedmiu i pół roku, żeby wymienić wszystkie.
Czytaliśmy artykuły, że polaryzacja, że mniejsze partie, że ich upokorzeni przywódcy, że kanibalizacja i przepływy elektoratu. Że próg wyborczy i scenariusz napisany na Nowogrodzkiej.
• • •
Jakoś dojechaliśmy na to Rozdroże.
– Grochów wysiada – ktoś zawołał. Drzwi nie chciały się otworzyć. Uwięzły między tłokiem i tłumem. Zatrzeszczały kości. Bezimienny bohater pozwolił się sprasować, żeby inni wysiedli.