Kraj

13 tysięcy kroków

Pozbawieni internetu staliśmy analogowo. Mocniej zaangażowani w przestrzeń i odświętnie niewirtualni.

No tak, też żeśmy byli, we czwórkę. Wsiedliśmy w autobus na początku trasy, zaraz za pętlą. Sporo ludzi już jechało, wszyscy ubrani stosownie do pogody i okoliczności. Niektórzy mieli emblematy z poprzednich okazji. Wyblakłe sądy. Lekko sprane konstytucje. Czerstwe żarty o gorszym sorcie. Jeszcze na Dwernickiego komuś udało się dosiąść. Potem zrobiło się naprawdę ciasno. Na przystankach stały tłumy z flagami. Autobus zwalniał i zaczynały się negocjacje.

– My już ubici – wołał ktoś ze środka.

– Chociaż jedna osoba – apelował ktoś z zewnątrz.

– Niech próbuje.

– Prosimy na kolanka! – rzucał ktoś figlarnie.

– Gdzie z tą hulajnogą!

W środku panował nastrój pogodnej ekscytacji. Trochę jak w drodze na szkolną wycieczkę. Jakbyśmy się wszyscy wybierali na koncert plenerowy albo wspólnie planowali jakiś kawał.

• • •

No, trochę żeśmy się kłócili przed wyjściem. Nawet na facebookowej grupie absolwentów wybuchły spory. Nie pamiętałem, że taka grupa istnieje. Ożyła nad ranem, momentami bardzo zacietrzewiona.

Tusk nie jest progresywny. – Nie idziemy dla Tuska – mówiliśmy. Wyliczaliśmy inne powody. Wyliczaliśmy w skrócie, bo nie było siedmiu i pół roku, żeby wymienić wszystkie.

Czytaliśmy artykuły, że polaryzacja, że mniejsze partie, że ich upokorzeni przywódcy, że kanibalizacja i przepływy elektoratu. Że próg wyborczy i scenariusz napisany na Nowogrodzkiej.

• • •

Jakoś dojechaliśmy na to Rozdroże.

– Grochów wysiada – ktoś zawołał. Drzwi nie chciały się otworzyć. Uwięzły między tłokiem i tłumem. Zatrzeszczały kości. Bezimienny bohater pozwolił się sprasować, żeby inni wysiedli.

Polityka 25.2023 (3418) z dnia 13.06.2023; Felietony; s. 87
Reklama