I oto Adam Bielan w pełni powrócił do łask prezesa, co potwierdzili bracia Karnowscy, zapraszając go do rozmowy o wyborach w swoich „Sieciach”. Już tyle razy spadał na cztery łapy, że należy mu się honorowy tytuł kota. Czy zalicza się do „tłustych kotów”? Trudno powiedzieć. Z oświadczenia majątkowego z 2021 r. wynika, że oprócz około pół miliona złotych oszczędności ma jeszcze tylko trzy mieszkania (warte w sumie trochę ponad 2,1 mln zł) i zaledwie trzy samochody (których nie wycenił). Rzecz jasna na wszystko to uczciwie zapracował m.in. jako poseł Parlamentu Europejskiego, do którego się przecież trzeba najeździć. Jednak kocia natura Adama Bielana objawia się także w wielości jego politycznych żywotów.
Zaczął jako poseł AWS w 1997 r. i jeszcze w tym samym życiu znalazł się w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym, ale długo tu nie wytrzymał. Szybko trafił do Przymierza Prawicy, które żyło krótko, więc musiał się inkarnować do kolejnej partii: PiS (był jej posłem i rzecznikiem). Tu środowisko było przyjazne, wytrwał aż osiem lat. W 2010 r. dała jednak o sobie znać natura drapieżnika. Po przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach prezydenckich uciekł z – zdawało się – zagrożonego okrętu. Chwilę zabawił z gronem kolegów, którzy też zdecydowali się odejść z PiS i powołali partię Polska Jest Najważniejsza. Szybko się jednak z nimi skłócił, bo podejrzewano, że prowadzi poufne rozmowy o powrocie do PiS (ówczesna szefowa PJN Joanna Kluzik-Rostkowska podsumowała go: „Mogę się z Adamem Bielanem kiedyś wódki napić, ale nie będę już z nim polityki robić, bo przestałam mu ufać”). On sobie nadal ufał, więc po okresie formalnej bezpartyjności w 2014 r. zapisał się do Polski Razem, świeżo upieczonej partii Jarosława Gowina, przekształconej w 2017 r.