Wyobraźmy sobie, że Polska z Polską idą na terapię par. Na początku myśleli/ały sobie, że będą mówić sobie wszystko, żyć długo i szczęśliwie. Po czasie okazało się jednak, że rozmawianie przychodzi im z trudem. Co rusz popełniają wobec siebie kardynalny błąd atrybucji – jeśli ja zapomnę o twoich potrzebach, to dlatego, że ostatnio mam za dużo na głowie, ale jeśli ty zapomnisz, to dlatego, że masz wredny charakter. Jeśli ja dam ciała, to z powodu czynników zewnętrznych, a jeśli ty się pomylisz, to jesteś nieuważny/a. Ja jestem skomplikowana/y, twoje zachowania są czarno-białe.
Gdy „ja” oznacza Polskę liberalną czy lewicową, wówczas po drugiej stronie relacji widzi głupotę, brak dobrej woli i agresję. Jeśli natomiast „ja” uosabia Polskę konserwatywną, nacjonalistyczną, po drugiej stronie dostrzega tylko samych zdrajców i egoistów. Nie ma prawdziwych ludzi, są fantazje.
Esther Perel, terapeutka i badaczka, która w swoich wykładach na temat intymności często odwołuje się do mechanizmu błędnej atrybucji, zdiagnozowałaby związek Polski z Polską jako relację w głębokim kryzysie. Nie ma tu już zaciekawienia złożonością partnera/ki, innością, nie ma chęci szukania wspólnej płaszczyzny – jest odmowa komunikacji.
Perel dodałaby pewnie, że w takim stanie pary chętniej słuchają zdania osób, które im potakują, niż tych, które mówią, że praca nad związkiem wymaga zdania sobie sprawy, że nie ma racji po jednej stronie. Tak jak w relacjach prywatnych, tak i w systemowych wolimy bowiem komunikować się w „bańkach” – tu wiadomo, co kto powie i dlaczego. A jest to – jak ostatnio podkreślał w rozmowie z Tomaszem Stawiszyńskim badacz komunikacji Bogdan Balicki, tylko pozorny dialog. Faktycznie to rozpad rzeczywistości.