Pat zamiast paktu
Pat senacki zamiast paktu. A przynajmniej w tej sprawie mieli się dogadać
Brak wspólnej listy opozycji do Sejmu sprawia, że uwaga wyborców antyPiSu siłą rzeczy kieruje się w stronę Senatu. To bowiem wyborcze minimum, co do którego udało się porozumieć politykom partii demokratycznych – przynajmniej podczas senackiej kampanii nie będą ze sobą konkurowali i skupią się na walce z kandydatami PiS. Ma to niebagatelne znaczenie, bo w wyborach do Senatu – inaczej niż w przypadku Sejmu – obowiązują jednomandatowe okręgi wyborcze (najsilniejszy wygrywa).
Już w lutym przedstawiciele PO, Polski 2050, PSL i Nowej Lewicy oficjalnie ogłosili, że obowiązujący podczas poprzednich wyborów pakt senacki zostanie odtworzony. Tyle że od tego czasu niewiele się wydarzyło. – Rozmowy trwają, wszystko jest dopinane, pakt będzie – powtarzają od kilku tygodni politycy opozycji. Ale zamiast konkretów są tylko spekulacje. Nie wiadomo nawet, kiedy będą znane nazwiska kandydatów – Władysław Kosiniak-Kamysz mówił ostatnio, że to kwestia dni, z kolei obecny marszałek Senatu Tomasz Grodzki dał do zrozumienia, że wszystko będzie wiadomo, dopiero kiedy listy będą rejestrowane (czyli we wrześniu). Wyznaczeni przez partie negocjatorzy dotarli do ściany.
– Każdy chce ugrać jak najwięcej miejsc dla siebie, stąd negocjacje paktu przeniosły się teraz na poziom liderów – mówi jeden w ważnych polityków Nowej Lewicy. Takie spotkanie odbyło się w ubiegły czwartek w Pałacu Kultury, ale tematu nie zakończyło. Wciąż do uzgodnienia pozostaje 14–15 okręgów i kandydatów. Z naszych informacji wynika, że negocjacje 5–6 okręgów „mogą potrwać niemal do końca” – czyli właśnie do czasu rejestracji kandydatów. To oczywiście nic nadzwyczajnego – z reguły listy wyborcze są korygowane niemal do ostatniej chwili.