Nie wstydzić się wolności
Liberalizm stał się w Polsce gorącym kartoflem. Czy warto go bronić?
Mija 40 lat od ukazania się książki „Idee gdańskiego liberalizmu” Donalda Tuska. To jedna z bardziej wartościowych podstaw polskiej reformy ustrojowej po 1989 r. Idee te przez lata ewoluowały, różne były ich moc i zasięg. A czym są dziś?
W ostatnich latach transfery socjalne, jak choćby 500 plus, stały się symbolem skutecznego rządzenia, sprawczości i godności, zapędzając w kąt podstawy ekonomii, polityki fiskalnej i monetarnej. I rodząc pytania. Skąd pieniądze na te transfery? Jaki jest ich koszt? Jaki jest faktyczny dług publiczny? Ile przyszłe pokolenia za to zapłacą? Dlaczego rozdajemy pieniądze zamiast wzmacniać usługi publiczne? Wreszcie – jak do tego doszło, że te pytania spadły z kanonów ekonomicznego mainstreamu i stały się niewygodne?
Jedyny publiczny strażnik żelaznego liberalizmu w Polsce Leszek Balcerowicz, którego w przestrzeni publicznej rozumie tylko Witold Gadomski z „Gazety Wyborczej”, w większości środowisk jest uznawany za epigona dzikiej liberalnej transformacji. Dzikiej, ale tej, która pośród krajów tzw. demokracji ludowej doprowadziła Polskę najbliżej rozwiniętego Zachodu.
Ile więc pozostało z intelektualnego dorobku liberałów? Czy dziś liberalizm jest skazany na przegraną z populizmem? Dlaczego liberalne gospodarcze hasła przejmują środowiska opresyjne światopoglądowo?
Sporo pytań. Choć trzeba je zadać publicznie, nawet jeśli nie będzie na nie jednej odpowiedzi. Przy wszystkich niedoskonałościach, ryzyku elitarności i doktrynerstwa liberalizmu nie powinien być bezrefleksyjnie zastąpiony populizmem. Nie musi być też antytezą lewicy. Może radzić sobie ze współczesnymi wyzwaniami, z nierównościami społecznymi, migracjami i innymi zagrożeniami dla demokracji.
Wędrujące idee
Wszystkim krytykom liberalizmu warto przypomnieć, że nurt ten rodził się jako idea oświeceniowa – progresywny ruch walki z feudalizmem i przywilejami stanowymi.