Mobilizacja i emocje
Przemysław Sadura dla „Polityki”: PiS posługuje się przemocą. Jaki kostium ma przed metą ubrać opozycja?
ŁUKASZ LIPIŃSKI: – Jaka była ta kampania? Najmniej merytoryczna w III RP, ale chyba nie mogło być inaczej. Gdy opozycja walczy z populistyczną władzą, to sama musi sięgnąć po emocje.
PRZEMYSŁAW SADURA: – Odeszliśmy od modelu, w którym politycy tworzyli programy, żeby wygrać wybory, ale nie wygrywali wyborów, żeby realizować programy. Programy były ważne, partie ich od siebie żądały. Ale od czasu, gdy politycy odkryli, że ludzi naprawdę mobilizują emocje i pozwoliliśmy im na to, kampanie robią się coraz mniej merytoryczne. Merytoryczną politykę mieliśmy na pierwszym etapie transformacji, kiedy panował niepisany konsensus w sprawie integracji z Unią Europejską i NATO oraz przyjętego modelu rozwoju gospodarczego. Ale to dla ludzi stawało się coraz bardziej nudne, frekwencja wyborcza spadała – z 64 proc. w 1989 r. do 40 proc. w 2005 r.
Zainteresowanie udziałem w wyborach zaczęło rosnąć, kiedy do polityki wpuszczono duże emocje. Partie, które wydawały się sobie bliskie, PiS i PO, zaczęły wykorzystywać emocje, żeby sobie zorganizować elektoraty. Do tego PiS, który wszedł w koalicję z Samoobroną, obserwując z bliska populizm, zaraził się nim. A populizm, gdziekolwiek się pojawi, zaczyna psuć politykę. Narracja populistyczna jest łatwiejsza, nie trzeba się silić na programy, wystarczy wrzucić hasła, które trafią w społeczne nastroje.
PiS się nie zaraził populizmem, raczej spróbował i mu się spodobało.
Na tym to polega, że czerpie się ze wzorów innych. Poza Samoobroną takim wzorcem dla PiS były rządy Viktora Orbána na Węgrzech, które pokazywały, jak uprawiać populizm w UE – tak żeby jednocześnie być i nie być w Unii.
To była najbrutalniejsza kampania III RP?
Tak.