Urojona rzeczywistość
Zatruty język PiS: oto zestaw nowych chwytów partii Kaczyńskiego. Ta toksyna wciąż jest groźna
Można drwić z fraz i słów, którymi po przejściu do opozycji operuje PiS – bo wykrzykiwane przez polityków partii Kaczyńskiego hasła: „konstytucja”, „praworządność” czy „wolne media” brzmią co najmniej jak daleko posunięta hipokryzja lub zwyczajne szyderstwo. Ale też PiS nieraz już dowiódł, że w narzucaniu narracji i odwracaniu znaczeń nie ma sobie równych. A konsekwencje tego bywają dalekosiężne.
Wystarczy spojrzeć, jak łatwo partii Kaczyńskiego udało się rozbroić aferę mailową: przekaz o „rosyjskim scenariuszu” i „rzekomych mailach” padł na podatny grunt; nikt poza jednym reporterem politycznym nie poniósł konsekwencji, a większość mediów szybko straciła zainteresowanie treściami z tzw. skrzynki Dworczyka. I choć korespondencja wciąż wypływa (ostatnio wyciekły wiadomości o lobbingu działaczy PiS na rzecz jednej z firm handlujących oprogramowaniem szyfrującym), mało kto już się nią zajmuje, a z ust liberalno-lewicowych dziennikarzy wciąż można usłyszeć, że to „rzekome maile”, mimo że ich prawdziwość nigdy nie została podważona. Podobnie jest z „tabletką wczesnoporonną” – jeszcze w ubiegłym tygodniu przedstawiciele nowego rządu, w tym ministra zdrowia, musieli tłumaczyć reporterom różnicę między środkami antykoncepcyjnymi (np. tzw. tabletką po) a poronnymi. To – podobnie jak „dzieci poczęte” – również spuścizna ośmiu lat narodowo-katolickiej retoryki.
Ale PiS wprowadził do języka polskiej polityki dużo więcej słów, fraz i nowych znaczeń. Wielu ludziom (w tym komentatorom) wdrukował do głowy przekonanie, że za rządów PO-PSL „Polska była w ruinie”, jedyną ambicją ówczesnej władzy była „ciepła woda w kranie”; że „ośmiorniczki” to największa afera w dziejach III RP, a 10 kwietnia 2010 r.