Koniec początku
Tusk kontra Kaczyński: mecz trwa. Trzymają się w ciągłym szachu, właśnie następuje przegrupowanie
PiS od dnia wyborów szuka punktu odbicia. Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego przez komisję śledczą do sprawy Pegasusa było przedstawiane w prawicowych mediach właśnie jako taki moment przełomowy. W tym przekazie ma to kończyć okres wielkiej smuty, bo okazało się, że prezes PiS jest w „świetnej formie fizycznej i intelektualnej”, „zaorał komisję”, a koalicja 13 grudnia dobiega końca, jak zauważyła dawno niesłyszana Beata Szydło. Ma to ucinać wszelkie spekulacje o emeryturze Kaczyńskiego, delfinach i ewentualnych rozłamach w partii. Pogłoski o tworzeniu nowej partii przez Morawieckiego, Dudę i Bielana zaraz po wyborach europejskich zostały gorliwie zdementowane przez podejrzewane o schizmę kręgi.
Do dobrego samopoczucia polityków PiS przyczyniły się oceny wielu komentatorów spoza pisowskiej „bańki”, którzy także twierdzili, że Kaczyński świetnie wypadł podczas składania wyjaśnień. To, że zeznania Kaczyńskiego były w wielu miejscach kompromitujące dla niego jako szefa rządzącego obozu i byłego wicepremiera, że przed komisją nie przestrzegał procedur, nie złożył przyrzeczenia, szyderczo traktował jej członków, nie miało już większego znaczenia – stwierdzono, że po prostu okazał się sprytny i to się liczy. Kaczyński znowu skorzystał z tradycyjnego handicapu, czyli niskich oczekiwań: prezes wytrzymał nerwowo, nie wybuchł, nie wyszedł. W przypadku każdego innego świadka byłyby to rzeczy niezauważalne, ale Kaczyński „wypadł znakomicie”.
Nowy przekaz: Wielkie Kłamstwo. Nic dziwnego, że po tak „dobrym występie” Kaczyńskiego stratedzy PiS, przynajmniej w swoim przekonaniu, poszli za ciosem. Pojawił się nowy przekaz: upada właśnie Wielkie Kłamstwo, czyli wszystkie zarzuty wobec dawnej władzy są manipulacją, nierzeczywistością i wkrótce zostanie to całkowicie obnażone; kłamstwem mają też być obietnice Tuska „na 100 dni”.