To wszystko już było – skomentowała sąsiadka parę nastolatków w spodniach z szerokimi nogawkami.
– Pamiętam – rozmarzyłem się – jak błagałem krawcową, żeby na dole były szersze niż długość buta, ale mama się nie zgodziła.
– Moja też nie. Ale na szczęście babcia szyła genialnie i miałam wszystko, co tylko zobaczyłam w telewizji albo w gazetach – odparła, nie odrywając od nich wzroku.
– Wystarczy żyć dość długo i człowiek kilka razy jest modny, nie zmieniając garderoby. Świat kręci się w kółko – pocieszyłem nas.
– Raczej przesuwa się tam i z powrotem sinusoidalnie – zaoponowała spokojnie.
Staliśmy przez chwilę, patrząc za młodzieżą oddalającą się w naszych ubraniach nie wiadomo dokąd.
Nie ma bardziej przewidywalnego marudzenia – zwłaszcza u osób w moim wieku – niż że nowe pokolenie zamiast tworzyć swoje, wykorzystuje ponownie to, co było nasze. Ilekroć się na tym przyłapię, perswaduję sobie, że na przeszłości pasożytują wszyscy od początku świata i nazywa się to „tradycja”. Żeby daleko nie szukać, taki Szekspir nie napisał ani jednej oryginalnej sztuki, wszystkie są rozwiniętymi przeróbkami historii już istniejących. Niejakim usprawiedliwieniem jego coverów może być fakt, że są to arcydzieła zrobione z przeciętnych prototypów. A jeśli powtarzamy, nie dodając niczego, ani przecinka lub kropki?
Niedawno zginął w pożarze Tadeusz Modrzejewski z Bielska-Białej, który napisał ręcznie, stalówką maczaną w atramencie, ponad sto książek. Są to przepisane dosłownie powieści Reymonta. Niczego nie fałszował, po prostu napisał je ponownie, eksponując następnie rękopisy w prowadzonym przez siebie Muzeum Literatury. Dziwaczna obsesja w czasach, kiedy kopiowanie robią za nas maszyny, symulując dowolny styl pisma.