Tobiasz Bocheński, odpowiadając w „Plusie Minusie” na pytanie, co robi w PiS, zapewnia: „Tu jest moje miejsce. Nigdy nie zostałem zmuszony do zrobienia czegoś, co łamałoby moje sumienie. Prawo i Sprawiedliwość jest o wiele bardziej pluralistyczną partią, niż się wielu wydaje, nawet jeśli czytelnicy mi nie uwierzą”. Raczej nie uwierzą, a próbką jakości wspomnianego sumienia jest uwaga z dalszej części wywiadu: „Gdyby to ode mnie zależało, wybrałbym [jako kandydata na prezydenta] Mariusza Błaszczaka, ale to nie ja decyduję”. Na szczęście.
Na prośbę „Sieci” poseł PiS Kacper Płażyński wylicza powody utraty władzy przez tę partię: „Źle przygotowany przekaz kampanijny: Tusk odmieniany przez wszystkie przypadki, także w mediach publicznych. To był kolosalny błąd (…). Błędem było też skupienie się na polityce godnościowej bez wskazania, że jest ona środkiem do stania się liderem regionu i kontynentu (…). W relacjach z Unią Europejską też za dużo było mówienia »nie« dla jakichkolwiek zmian bez podkreślania, że mamy własny, pozytywny pomysł na Unię. (…) Za późno reagowano na niektóre oczywiste przykłady nepotyzmu i braku kompetencji”. Karnowski broni PiS: „Każda władza na to choruje, na dodatek większość cały czas była krucha, pole do przykładowego ukarania tego czy tamtego bardzo wąskie”. Po prostu się nie dało.
W „Rzeczpospolitej” Michał Płociński, odnosząc się do sporu o granice tolerancji, przypomina biblijną przypowieść o źdźble i belce w oku: „Mam poważne wątpliwości, czy ludzie o liberalnych poglądach, uważający siebie za supertolerancyjnych, w ogóle dopuszczają myśl, że sami też mogą dyskryminować, hejtować, być mocno uprzedzonymi.