Kraj

Wielki pożar na składowisku odpadów w Siemianowicach. Co się pali?

Pożar na nielegalnym składowisku odpadów w Siemianowicach Śląskich, 10 maja 2024 r. Pożar na nielegalnym składowisku odpadów w Siemianowicach Śląskich, 10 maja 2024 r. Robert Neumann / Forum
W Siemianowicach Śląskich na składowisku odpadów płoną pojemniki z rozpuszczalnikami i plastik. Na nagraniach widać wybuchające pojemniki typu mauser, a więc takie, w jakich składuje się nielegalne odpady.

Wydano alert RBC dla mieszkańców Katowic i okolicznych miast. Pożar na składowisku odpadów w Siemianowicach Śląskich wybuchł ok. 10 rano, krótko później rozpoczęto analizę składu chemicznego dymu. O godz. 11 przekazano uspokajające informacje, że w powietrzu na siemianowickim osiedlu Michałkowice nie ma substancji zagrażających życiu i zdrowiu mieszkańców.

Na miejscu błyskawicznie pojawili się strażacy, ale też ratownicy i służby chemiczne. Równie szybko okazało się, że na składowisku płoną pojemniki z rozpuszczalnikami i plastik. Pierwsze informacje od strażaków mówiły, że płonie ok. 400 m kw. składowiska, a temperatura, rozszczelniając kolejne pojemniki, podsyca pożar. O godz. 10 na stronie urzędu miasta Siemianowic Śląskich w pierwszym komunikacie zaapelowano o zamknięcie okien w budynkach w związku z pożarem składowiska odpadów na ul. Wyzwolenia w Michałkowicach.

Czytaj także: Jak śmieci świadczą o naszej cywilizacji?

Co się pali w Siemianowicach?

W południe na miejscu były już 33 zastępy strażaków, którzy nie tylko gasili płonące składowisko, ale też próbowali zapobiec rozprzestrzenieniu się ognia na sąsiadujące ze składowiskiem firmy i tereny. Michałkowice to dzielnica Siemianowic, w której mieszka ponad 15 tys. ludzi, a oprócz osiedli mieszkaniowych są tam też tereny rolnicze i przemysłowe. Strażacy lokalnym dziennikarzom, którzy dotarli na miejsce pożaru, tłumaczyli, że konieczna jest ostrożność, bo nie wiadomo, co tak naprawdę płonie na składowisku, które po godz. 12 było już całe objęte ogniem. Przed 14 portal Remiza.com informował, że w akcji ratunkowej uczestniczą strażacy z Siemianowic Śląskich, Będzina, pluton zaopatrzenia wodnego „Magistrala” z Katowic, w sumie 40 zastępów i ponad 160 strażaków. Wojewoda śląski Marek Wójcik zwołał sztab kryzysowy.

Śląskie portale informują jednocześnie, że na składowisku w Michałkowicach na terenie prywatnym składowane są nielegalne odpady. W maju 2019 r. przy ul. Wyzwolenia 2 ujawniono kilka tysięcy pojemników typu mauser, które – jak się okazało – zostały... podrzucone. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Ale na ponad pół roku przed tym odkryciem gmina dostała ok. 25 mln zł z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na utylizację tych odpadów. Ich usunięciem miała zająć się firma Orlen Eko. Na pytania „Polityki”, czy i kiedy planowana była utylizacja nielegalnie podrzuconych na michałkowickie składowisko odpadów, spółka odpowiedziała, że pożar „nie dotyczy lokalizacji, które były przedmiotem podpisanej z Urzędem Miasta Siemianowice Śląskie a ORLEN Eko umowy. Zgodnie z jej zapisami, spółka zrealizowała kompleksowe prace związane z unieszkodliwieniem nielegalnie zgromadzonych odpadów na działkach o numerach geodezyjnych 685/6 i 686/6 obręb 33. Prace te odbywały się pomiędzy październikiem 2019 roku a lutym 2020 r. Teren został całkowicie oczyszczony, co potwierdzono odpowiednimi dokumentami. Wszystkie zgromadzone odpady zostały wywiezione i unieszkodliwione”.

NIK ujawnia, ale nic się nie zmienia

W 2018 r. znowelizowano ustawę o odpadach oraz o Inspekcji Ochrony Środowiska – zmiany wynikały ze wzrostu liczby pożarów na składowiskach i miały z jednej strony zwiększyć nadzór nad działalnością wymagającą zezwolenia na zbieranie lub przetwarzanie odpadów, a z drugiej ograniczyć nielegalne działania w tym obszarze. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w latach 2017–22 płonęły 754 składowiska. Część z tych składowisk była nielegalna, na części z nich gromadzono nielegalne, toksyczne odpady. Ten sam GUS podawał, że na koniec roku 2020 w Polsce ujawniono 2008 dzikich wysypisk śmieci, o łącznej powierzchni prawie 2 km kw. (1111 na terenach wiejskich, a 897 w miastach), ale szacowano, że liczba ta może być znacznie większa.

W tym samym roku na składowiskach płonęły, najczęściej wskutek celowych podpaleń, tworzywa sztuczne, paliwa alternatywne i odpady niebezpieczne, sprzęt elektryczny i elektroniczny, odpady wielkogabarytowe, czyli. np. meble, komunalne oraz papier i tektura. Po fali pożarów współpracy pomiędzy inspekcją ochrony środowiska, starostwami oraz urzędami marszałkowskimi i jednostkami straży pożarnej przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli. W raporcie ujawniła, że żaden ze skontrolowanych Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska, urzędów marszałkowskich i starostw powiatowych nie tylko nie miał kompletnych informacji o pożarach w miejscach gromadzenia odpadów, ale też nie zbierał tych informacji, a to powodowało, że analiza zagrożenia, odpowiednio szybkie reagowanie i „wychwytywanie” nielegalnych składowisk zwyczajnie nie działało.

NIK ujawnił, że np. WIOŚ w Warszawie i Szczecinie takie informacje miały z zewnątrz, najczęściej ze zgłoszeń mieszkańców i aktywistów zaniepokojonych działaniami na konkretnych składowiskach, a tylko inspektorat w Kielcach 95 proc. informacji zgromadził sam. Okazało się wtedy też, że część skontrolowanych WIOŚ nie występowała do Regionalnych Dyrekcji Ochrony Środowiska z wnioskami o wydanie decyzji nakazującej posiadaczom odpadów ich usunięcie z dzikiego składowiska. W Szczecinie w połowie przypadków nielegalnych składowisk nie zareagowano w żaden sposób, w Kielcach, mimo stwierdzenia zagrożenia pożarowego, nie zawsze przekazywano informację o tym do strażaków. I z drugiej strony – komendanci powiatowych i miejskich jednostek PSP nie dbali o tworzenie bazy danych o podmiotach gromadzących odpady i nielegalnych składowiskach.

NIK w swoim raporcie ujawniła także, że inspektorzy WIOŚ owszem, wydawali wymagane przepisami postanowienia, ale jednocześnie same kontrole składowisk i tryb wydawania końcowych decyzji trwał czasami bardzo długo. Rekord wynosił 760 dni, czyli dwa lata. W raporcie opisano także przypadek przedsiębiorcy, którego firma zajmowała się gromadzeniem odpadów – w czasie kontroli prowadzonej przez wojewódzkiego inspektora składowiska tej firmy płonęły 11 razy. Mimo to inspektor nie wyegzekwował od przedsiębiorcy ani obowiązku poinformowania o sposobie usunięcia naruszeń, ani nie ukarał go za niedopełnienie obowiązku poinformowania o wykonaniu zarządzeń pokontrolnych.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną