Podobno wszystko już dogadał. Podwozie z Chin. Design z Włoch. Pół miliarda z budżetu. Marka Polski Elektryk też dobrze się kojarzyła, zwłaszcza za granicą. Kłopot był z lasem. („Las? Jaki las?”). Żeby złożyć części, potrzeba było lasu w Jaworznie. Dlaczego samochody elektryczne trzeba składać w lesie? Zagadka. Dlaczego las musi być w Jaworznie? Nie wiem. Polska ma 9,265 mln ha lasów. Prawie 30 proc. powierzchni kraju. Naprawdę tylko w tym jednym miejscu dało się zbudować narodową fabrykę? Szczęśliwie znalazła się jakaś inna działka na wymianę, ale wtedy…
Zaraz, zaraz, czy ja właśnie piszę felieton o samochodzie elektrycznym? Tylko po to, żeby tam wepchnąć kilka żartów? Guzik mnie obchodzi ten samochód. Nie mam bladego pojęcia o elektromobilności, procesach inwestycyjnych ani leśnictwie. (W tym miejscu tekst się urywa).
• • •
Pan redaktor Sarzyński zapoznał się ostatnio ze zbiorem („zlepkiem”) moich tekstów i zarzucił mi „sprytny zabieg na powtórne zmonetyzowanie tego, co już było raz sprzedane” (POLITYKA 17). Wspomniał nawet o zapachu, który wydziela ta książka (a może to zabieg wydziela, nie jestem pewien). Przez chwilę poczułem się nieco dotknięty zarówno treścią, jak i formą tego zarzutu. („Zabieg na zmonetyzowanie”? Jak zabieg na cieśń nadgarstka?). Ale przecież sam czuję, że coś jest na rzeczy. Znawca rynku sztuki ma nosa. Rozgryzł mnie. Rozgryzł, ale zainspirował.
• • •
W POLITYCE nie dociągnąłem nawet do 50 felietonów. W szufladzie zostało mi trochę niedokończonych kawałków. Niektóre zarzuciłem zaraz na początku. Inne w połowie. Kilka napisałem i wyciąłem w montażu. Grzech nie zmonetyzować choćby raz. Niech się wreszcie zakołyszą, „nanizane na jakiś przypadkowy, mający je spajać sznureczek”.