Trzecia tura
Trzecia runda w sejmikach. U Kaczyńskiego się buntują, w koalicji nie mogą się dogadać
Do ubiegłego tygodnia w pięciu regionach nadal brakowało marszałków, a negocjacje stawały się coraz bardziej burzliwe. I najprawdopodobniej dopiero na dniach zapadną ostatnie rozstrzygnięcia, po których samorządowy pejzaż stanie się kompletny. Jednak dla oceny ogólnego stanu polityki istotniejszy wydaje się sam przebieg procesu. Ten zaś pokazuje, że z poważnymi problemami zmagają się dzisiaj obie strony politycznego sporu. Kryzys przywództwa w PiS stał się na tyle głęboki, że jest w stanie wywoływać akty publicznej niesubordynacji. Jarosław Kaczyński pewnie więc w skrytości ducha zazdrości autorytetu, jakim cieszy się w swoim obozie Donald Tusk. Problem w tym, że to bodaj jedyny mocny zwornik rządzącej koalicji. Sejmikowe negocjacje pokazują, jak niski jest poziom zaufania pomiędzy partnerami.
Lokalne gry interesów szczególnie widać w sejmikowych negocjacjach partii koalicyjnych, które do tej pory – najwyraźniej onieśmielone patosem wyborów 15 października – starały się nie obnosić ze swoimi apetytami na stanowiska. Przyświecał im w końcu wielki cel przywrócenia demokratycznego charakteru państwa, jak również jego odpartyjnienia. Tyle że liderom coraz trudniej było hamować oczekiwania partyjnych dołów. Pod pokrywką trochę więc bulgotało i nie jest przypadkiem, że zaczęło się wylewać akurat po wyborach samorządowych. Urzędy marszałkowskie to kluczowe miejsce dystrybucji prestiżu i stanowisk dla terenowych struktur.
Regionalni liderzy długo jednak nie wiedzieli, jak mają się w sejmikach układać. Były dwie możliwości: odtwarzać w województwach rządowy układ koalicyjny albo puścić wszystko na żywioł, utrzymując jedynie ogólne kordony (czyli żadnego dogadywania się z PiS). Dla mniejszych partnerów korzystniejszy byłby oczywiście centralny rozdzielnik.