Premier zdymisjonował szefa Prokuratury Wojskowej za zatrzymanie żołnierzy, którzy strzelali na granicy do migrantów forsujących płot. I zagroził kolejnymi dymisjami tym, którzy „nie wyciągną z tego właściwych wniosków”. Właściwych, czyli takich, że „jeśli chodzi o atmosferę wokół działań polskich służb, które na granicy czasami z poświęceniem życia bronią Rzeczpospolitej, to sprawa, w której powinniśmy być jednoznaczni, zjednoczeni”.
A tak nie było w sprawie incydentu z przełomu marca i kwietnia, kiedy żołnierze strzelali w kierunku forsujących płot migrantów. Nagranie z monitoringu obrazujące to zdarzenie Straż Graniczna przesłała Żandarmerii Wojskowej, a ta zatrzymała trzech żołnierzy i w kajdankach doprowadziła ich do prokuratury. Najwyraźniej podzieliła opinię SG, że żołnierze użyli broni nadmiarowo, bo strzelanie ostrą amunicją jest ostatecznością, a takowej nie było. Teraz dwaj z nich mają zarzuty przekroczenia uprawnień przez nieuzasadnione użycie broni i narażenie zdrowia i życia człowieka.
Gdzie przekroczenie uprawnień?
Zdaniem premiera wobec żołnierzy „przekroczono zasady proporcjonalności”, stąd dymisja szefa Prokuratury Wojskowej. Cała sytuacja jest, jak na państwo prawa, bardzo dziwna. Bo na czym miałoby polegać przekroczenie proporcjonalności ze strony prokuratury? Na postawieniu zarzutów? Przecież jest od tego, żeby oceniać sytuację i w razie uzasadnionego podejrzenia przestępstwa wszczynać postępowanie i stawiać zarzuty. W trakcie postępowania trzeba zbadać, czy użycie ostrej amunicji było uzasadnione, czy odbyło się zgodnie z procedurami, czy – jak twierdzą niektórzy – żołnierze strzelali tylko na postrach w powietrze i ziemię, czy może także w ludzi.