Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nie ma przebacz

Będziemy walczyć bezwzględnie z korupcją nawet we własnych szeregach – powtarza premier Jarosław Kaczyński, wtóruje mu coraz bardziej nerwowo minister sprawiedliwości.

To zdanie powtarzają inni liderzy PiS. Ale zza tego hasła, być może przydatnego na użytek kampanii wyborczej, wyłania się obraz zupełnie inny. Obraz układu stworzonego pod patronatem braci Kaczyńskich, a przede wszystkim prezydenta. To przecież nawet prawicowi publicyści prezydenta nazywali głównym kadrowym PiS, to sam Lech Kaczyński promował Janusza Kaczmarka na najwyższe stanowiska w państwie, innych do spółek Skarbu Państwa i na wiele stanowisk, choć w sposób oczywisty do pełnienia tych funkcji się nie nadawali. Określenie „układ” robi karierę, i to dość nieoczekiwaną dla tych, którzy pod hasłem walki o IV RP tego określenia nadużywali. Ta kariera pokazuje, jak niebezpieczne jest konstruowanie spiskowych teorii i wiara, że istnieją jakieś mityczne stoliki, których przewrócenie uczyni Polskę oazą spokoju, sprawiedliwości i uczciwości. Dziś układ ludzi prezydenta, bo wszyscy pochodzą z kręgu jego znajomości, sypie się na naszych oczach i niewiele pomoże podważanie wiarygodności zeznań b. ministra spraw wewnętrznych: to, że kłamał w sprawie spotkania z Ryszardem Krauze, nie oznacza, że nie zna mechanizmów działających w rządzie, których sam był, do czasu, gorliwym animatorem.

Dziś najwięcej pytań kierowanych jest już nie do Janusza Kaczmarka, ale właśnie do prezydenta RP. Pytania o rolę prezydenta nie tylko w nazbyt licznych błędnych decyzjach kadrowych, ale także w tolerowaniu nieprawidłowości w resortach siłowych i służbach specjalnych (nie zapominajmy, że ciągle nie jest wyjaśniona kwestia raportu z weryfikacji WSI, który prezydent lekką ręką, pod dyktando Antoniego Macierewicza, podpisał), zadają nie tylko liderzy opozycji, ale nawet sprzyjający ekipie PiS publicyści. Tych pytań będzie coraz więcej, bo mamy na razie coś na kształt rozsypanej układanki. Nie jest bowiem jasne, jaka gra toczy się za kulisami. Czy Zbigniew Ziobro rzeczywiście mierzy w przyszłą prezydenturę, o czym przecież spekuluje się otwarcie, i dlatego podporządkowani mu bezwzględnie prokuratorzy tak pokazują nam drogę przejazdu Janusza Kaczmarka, by znalazł się na niej Pałac Prezydencki? Czy to z tych ambicji biorą się zabiegi o przychylność Radia Maryja, którego dyrektor jest w otwartym konflikcie z prezydentem? Czy Jarosław Kaczyński, mając świadomość słabości i chorowitości brata, także jego zmęczenia pełnioną funkcją, właśnie o Ziobrze myśli w związku z przyszłą prezydenturą? Czy dlatego chroni go przed wszystkimi atakami, choć powinien był go dawno zdymisjonować? Jarosław Kaczyński znów jest zmuszony do odwracania kota ogonem.

Kryzysom i chaosowi winna jest opozycja, wynaturzeniom w służbach specjalnych i polityce kadrowej Kaczmarek i jego przestępczy kompani (jak ich uprzejmie nazywa minister sprawiedliwości). Można powiedzieć, że w ostatnich tygodniach spełnia się sen Jarosława Kaczyńskiego: świat wreszcie wygląda tak jak w jego mrocznych wyobrażeniach – o zdrajcach, intrygach, bluszczach oplatających władzę i naród. Weszliśmy już w kampanię wyborczą i Polska znów ma się podzielić na solidarną i liberalną, mają być napiętnowani bogacze, nawet ci, którzy jeszcze niedawno stawiani byli za wzór polskiej przedsiębiorczości, mają odżyć takie cechy jak zawiść, niechęć do tych, którym się powiodło, którzy mają dorobek i autorytet. PiS konsoliduje swój elektorat, który wierzy w spiski i układy, wierzy, że dobrzy bracia zaufali ludziom niegodnym i to był jedyny ich błąd, którego już w przyszłości nie popełnią. Polska wyjdzie z tego okaleczona, jeszcze bardziej podzielona, ale w tej bitwie rzeczywiście nie ma przebacz.

Polityka 36.2007 (2619) z dnia 08.09.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 12
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną