Jaka koalicja w 2027? Mentzen po wyborach zażąda „ziemi i wody”. Kaczyński odmówi, a co zrobi Tusk?
MICHAŁ DANIELEWSKI: Donald Tusk pochwalił się sondażem OGB, w którym KO ma aż 6 pkt proc. przewagi nad PiS, ale jej koalicjanci nie przekraczają progu wyborczego. Premier skomentował, że partnerzy muszą „podciągnąć szyki”. Komunikat mobilizujący czy chodzi o coś innego?
MARCIN DUMA, szef Instytut Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS): Kilka warstw. Pierwszy przekaz: „jesteśmy przed PiS-em i to wyraźnie, PiS się pogubił, a Platforma nie straciła poparcia – wręcz przeciwnie, umocniła się przez dwa lata rządów”. Drugi: „koalicjanci podciągną” – tylko co to znaczy? Czy chodzi o wspólną listę, czy o poprawę wyników w sondażach? Dochodzi do tego Konfederacja jako wielki i znaczący nieobecny w słowach premiera. W lipcu 2023 r. ich wysokie notowania przekładały się na narrację, że „na pewno wejdą w koalicję z PiS-em”, co było wygodne dla tych, którzy chcieli spychać partię Mentzena na prawy margines, ale niekoniecznie prawdziwe. Konfederacja nie była wtedy skazana na rolę koalicjanta Kaczyńskiego i teraz też nie jest.
Realny wydaje się scenariusz, że KO buduje jeden, duży blok, w którym są współliderzy, ale jednak z dominującą pozycją Tuska. I wtedy nie ma znaczenia, czy w tym bloku znajdą się wszyscy: Kosiniak-Kamysz, Polska 2050, Lewica. Bo nawet jeśli mniej lub bardziej szeroka koalicja nie zdobędzie większości mandatów, może być konkurencyjnym graczem dla PiS w hipotetycznych rozmowach z Mentzenem. Jak mówi prof. Jarosław Flis, Kaczyński byłby szczęśliwy, gdyby PiS był beneficjentem osłabienia ugrupowań rządzących. Ale nie jest. I to nie tylko według IBRIS-u – wszystkie sondaże to pokazują.
Lewica, PSL i Polska 2050 mają w ogóle szansę samodzielnie się odbić?