Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kto pan, a kto cham? Z nazwiskiem dziś jak z garniturem

. . Arkadiusz Hapka
Genealogiczna obsesja wraca do kraju co kilka lat. Ostatnio zaś połączyła się w uścisku dwóch mód: arystokratycznej rekonstrukcji i ludowego przebudzenia. Jedni tropią herby, drudzy – praprababki chłopki. I jedni, i drudzy uprawiają to samo.

W jednym z ostatnich numerów „Newsweek” poświęcił kilka stron niejakiemu Elitarnemu Łobuzowi. To internetowy celebryta, który przedstawia się jako człowiek z wyższych sfer, uczący Polaków savoir-vivre’u i tego, jak poprawnie jeść bezę. Internauci polubili jego medialną kreację, ale dziennikarka „Newsweeka” doszukała się w niej fałszu. Otóż miał on zmyślić swoje nazwisko. „Przedstawia się jako potomek fikcyjnych rodów Rojewskich i Szabelewskich” – czytamy.

Podniosłem ze zdziwieniem brew i szybko wyciągnąłem dowód osobisty, z ulgą stwierdzając, że wciąż mam na nazwisko Rojewski i nie jestem „fikcyjny”. To zabawne, że pomimo upływu prawie 400 lat w narodzie wciąż żywa jest potrzeba, na którą niegdyś odpowiadało Liber Chamorum autorstwa Waleriana Nekandy-Trepki. Był to – mówiąc wprost – spis chamów, a więc tych, którzy tylko podszywali się pod szlachtę. Nekanda-Trepka wyliczał ich pieczołowicie, bo choć wielkiego majątku nie miał, zależało mu na tym, by odróżnić się od zwykłego pospólstwa.

Muszę jednak dodać, że Elitarny nie jest pierwszym Polakiem, który zapragnął być Rojewskim. Zaraz po II wojnie światowej niejaki Jakub Rozenblum – architekt, scenarzysta i przyjaciel Marka Hłaski, wspomniany na kartach „Pięknych dwudziestoletnich” – zaczął podpisywać się dokładnie tak samo jak ja dziś. Ze względu na zbieżność personaliów, będąc młodym i początkującym poetą, podpisywałem się jako Jakub Rozenblum, co niezwykle mnie wówczas bawiło.

I tu dochodzimy chyba do sedna sprawy, bo po kolejnych dziejowych burzach z nazwiskami w Polsce jest jak z garniturami – jeśli komuś jakieś dobrze leży, niech je nosi. Wymienianie przodków do siódmego pokolenia wstecz to raczej domena tych, których własne biografie nie są zbyt imponujące i którzy muszą się lewarować dokonaniami zmarłych.

Reklama