Mieliśmy polityczny superweekend. Czy mądry – to inna sprawa, ale dużo się działo i dużo wyszło na jaw. W jednym czasie zbiegło się kilka spektakularnych zdarzeń (piszą o tym Michał Danielewski i Wojciech Szacki): konwencja programowa PiS w Katowicach, gdzie – jak z dumą podkreślał prezes partii, odbyło się 128 „merytorycznych paneli”; w Warszawie – zjazd zjednoczeniowy Koalicji Obywatelskiej, plus następnego dnia kilka paneli zorganizowanych pod patronatem Rafała Trzaskowskiego; wreszcie Igrzyska Wolności w Łodzi, czyli doroczny, imponujący rozmachem, „festiwal idei” środowisk demokratycznych – tu 170 paneli i kilkuset prelegentów, z George'em Clooneyem jako honorowym gościem.
Dla ponadprzeciętnie zainteresowanych polityką było w czym wybierać i przebierać, choć sieciowe powodzenie tych „eventów” okazało się raczej umiarkowane. Kiedy podłączałem się do kilku paneli w Katowicach, byłem jednym z ledwie 5–6 oglądających; znacznie większą publiczność miały łódzkie, częściowo tylko polityczne, Igrzyska. Ale, w sumie, przebiło się to, co miało, czyli deklaracje prewyborcze liderów obu dominujących sondażowo partii, a jeszcze wyraźniej – różnice ideowe, programowe i mentalne między polskimi „Republikanami”, jak chciałby być dziś postrzegany PiS, a polskimi „Demokratami”, których reprezentantem ma być nowa, zjednoczona KO.
W PiS-ie wybrzmiało to samo, co zawsze, tylko bardziej. Sam prezes był raczej w złej formie, retorycznie splątany, całych fragmentów jego przemówień nie szło zrozumieć, ale do annałów przejdzie fraza, że „Niemcy, a Francuzi razem z nimi, chcą nam zabrać państwo”.