„Jak wynika z ustaleń sprawy, operacja »Hiacynt« miała charakter prewencyjny, jej celem było rozpoznanie zagrożeń kryminalnych w hermetycznych środowiskach osób homoseksualnych i w konsekwencji zapobieganie i zwalczanie przestępczości. Z powyższego powodu działaniom przedsięwziętym przez funkcjonariuszy MO nie sposób przypisać cech bezprawności" - napisała w uzasadnieniu decyzji prokurator Edyta Myślewicz z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie.
Doniesienie o podejrzeniu popełnienia zbrodni komunistycznej złożyli do IPN dwaj działacze organizacji gejowskich - Szymon Niemiec i Jacek Adler (pisaliśmy o tym w „Polityce" 43/07). Ich zdaniem w latach 1985-1987 MO bezprawnie gromadziła dane homoseksualistów, by potem wykorzystać je do szantażu. Teczki akcji „Hiacynt", zwane także różowym archiwum, do dziś nie zostały odnalezione.
- Podejrzewamy, że zostały bezprawnie zabrane po 1989 r. z MSW i ktoś może nimi cały czas grać - uważa Niemiec. Zeznania w IPN złożył także Waldemar Zboralski, którego milicjanci w 1985 r. doprowadzili na komendę, pobrali odciski palców i zrobili zdjęcia oraz zmusili do wypełnienia „karty homoseksualisty". Zboralski uznał, że było to szykanowanie i upokorzenie. „(...) czynności przeprowadzone w ramach tej operacji związane były z ustawowymi zadaniami ówczesnej MO, (...) do obowiązków której należała m.in. ochrona porządku i bezpieczeństwa, wykrywanie przestępstw, ściganie sprawców i przeciwdziałanie przestępczości" - pisze prok. Myślewicz.