Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Pomóżcie Zbyszkowi, a on się odwdzięczy

Fot. Witold Rozbicki/REPORTER Fot. Witold Rozbicki/REPORTER
Rozmowa Janiny Paradowskiej z Markiem Dochnalem. Obszerne fragmenty zostały zamieszczone w nr 10. 'Polityki'.

Janina Paradowska: - Wielką karierę zrobiło w Polsce określenie areszt wydobywczy. Pan stał się jego symbolem.
Marek Dochnal: - Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że wobec mnie taki właśnie areszt stosowano. Przez lata byłem potencjalnym świadkiem koronnym, na konto którego można było składać różne informacje, gdyż nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym, nawet z żoną nie widziałem się przez półtora roku, nie mogłem niczego prostować, ani wyjaśniać.
Co próbowano od pana wydobyć?
Przede wszystkim informacje obciążające polityków lewicy, choć sam już nie wiem, czy chodziło o informacje, czy tylko o szum medialny. Tyle różnych spraw wrzucano do jednego worka, czy przypisywano mnie. Typowym przykładem są tak zwane konta polityków lewicy, o których ja nic nie wiem.
Żartuje pan, sam pan mówił.
To były sensacje, którymi karmił mnie Peter Vogel. Ja żadnych kont nie widziałem, żadnych nie znam, na żadne nie wpłacałem pieniędzy. Vogel dla mnie jest osobą niewiarygodną, wyprowadzał pieniądze z moich kont. Jego opowieści nie odbierałem poważnie. Uważałem, że w ten sposób chce przydać sobie znaczenia. W mojej sprawie odgrywał rolę bardziej niż dwuznaczną. To on sfabrykował dokumenty, które pozwoliły na nałożenie na mnie tak zwanego aresztu nakładczego i mimo różnych ataków, głównie medialnych, był przez władze traktowany z pewną atencją.
To sprawa prania brudnych pieniędzy?
Polegająca na tym, że przeniosłem pieniądze z jednego własnego rachunku na drugi, co już w 2002 roku wyjaśniała inspekcja finansowa i uznała, że wszystko jest w porządku. W każdym razie Vogel zgłosił się do prokuratora w Szwajcarii w ramach instytucji tak zwanego informatora i doniósł.

Reklama