Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Rewolucja zdrowego rozsądku

"Nie chcemy jednej wielkiej ustawy deregulacyjnej. Zrobimy setki małych nowelizacji. Nie będzie jednego wielkiego nalotu. Będą setki precyzyjnych ataków na małe cele." Fot. Leszek Zych
Paweł Poncyljusz (PiS) i Janusz Palikot (PO) opowiadają o swojej przygodzie z komisją Przyjazne Państwo, której szefują.

Jacek Żakowski: – Co panowie, jako przedsiębiorcy, czujecie, kiedy się dobieracie do polskiej góry śmieciowego prawa.

Janusz Palikot: – Ja się czuję, jakbym był na koncercie Maanamu albo Republiki w 1980 r.

Czyli?

J.P.: – Entuzjazm. Jakbym był na haju. Wreszcie mogę się dobrać do tego, co mi zmarnowało kawał dorosłego życia; przez co nie spałem nocami i latami żyłem w bezsensownym stresie. Były lata, kiedy kontrole miałem przez dziesięć miesięcy.

Ziobro by powiedział, że uczciwego kontrola nie stresuje.

J.P.: – Nie chodzi o kontrole, tylko o poczucie, że jestem nikim w obliczu tego aparatu. Teraz czuję, że – jak kiedyś na koncertach rockowych – odzyskuję godność. Może przesadzę, ale chwilami to jest jak 1979 r. i pierwsza wizyta papieża. Poczułem, że mam prawa podmiotowe, że mogę zmienić system. Tak, żebyśmy nie byli już upokarzani przez te instytucje.

A pan Poncyljusz?

Paweł Poncyljusz: – Ja mam z tyłu głowy, że ktoś nam to popsuje. Albo się zaklinujemy w komisji. Albo komisja się skompromituje jakimiś pozamerytorycznymi sprawami. Albo rząd powie Palikotowi: polansowałeś się i wystarczy. Kiedyś jakiś kij musi się na nas znaleźć.

J.P.: – Nie siej defetyzmu.

P.P.: – Widzisz, że tak jak ty i pozostali posłowie komisji działam na pełnych obrotach. Sam miałem firmy, które plajtowały z powodów czysto proceduralnych. Bo jako początkujący przedsiębiorca nie wiedziałem, że jeżeli nie wypełnię druku zgłaszającego zwolnienie z VAT, to muszę go płacić. Kazali zapłacić za trzy miesiące wstecz.

Reklama