Grzegorz Napieralski: – Żeby Sojusz wygrywał wreszcie wybory.
Wspólnie z Wojciechem Olejniczakiem nie było to możliwe?
Nasze wizje za bardzo się różniły. Różniła nas też konsekwencja w działaniu. Olejniczak najpierw zakładał koalicję Lewicy i Demokratów – LiD, potem ją rozwiązywał, a to sprawiało, że moglibyśmy mieć w ogóle kłopot z wejściem do parlamentu w następnych wyborach.
Chodziło o wizję organizacyjną – LiD czy samodzielne SLD?
Nie tylko, także o wizję programową.
To co Olejniczak robił źle?
Nie byliśmy konsekwentni, wystarczająco wyraziści i byliśmy mało waleczni. Traciliśmy tożsamość.
W czym nie byliście wyraziści?
Od spraw społecznych, poprzez politykę międzynarodową, aż po kwestie światopoglądowe. W poprzedniej kadencji walczyłem, abyśmy zgłosili wotum nieufności wobec Ludwika Dorna, ministra spraw wewnętrznych, powodów nazbierało się sporo. Tymczasem Jerzy Szmajdziński mówił mi, że nie warto, bo mamy za mało posłów i trzeba byłoby szukać porozumienia z innymi partiami. W kilka dni później PSL, klub od nas mniejszy, zgłosiło wniosek o wotum nieufności do ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Nie bali się, że mają za mało głosów, szukali porozumienia.
Szmajdzińskiego zrobił pan wiceprzewodniczącym. Zaczął nagle być wyrazisty?
To doświadczony polityk i jest SLD potrzebny.
W polityce zagranicznej też byliście mało wyraziści? O co chodzi?
Na przykład o politykę wschodnią.