Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dwie nogi, trzy kroki

Rozmowa z Grzegorzem Napieralskim, przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej, o ustawie medialnej i nie tylko.
Janina Paradowska: –Dlaczego właściwie tak bardzo panu zależało na zostaniu przewodniczącym SLD?

Grzegorz Napieralski: – Żeby Sojusz wygrywał wreszcie wybory.

Wspólnie z Wojciechem Olejniczakiem nie było to możliwe?

Nasze wizje za bardzo się różniły. Różniła nas też konsekwencja w działaniu. Olejniczak najpierw zakładał koalicję Lewicy i Demokratów – LiD, potem ją rozwiązywał, a to sprawiało, że moglibyśmy mieć w ogóle kłopot z wejściem do parlamentu w następnych wyborach.

Chodziło o wizję organizacyjną – LiD czy samodzielne SLD?

Nie tylko, także o wizję programową.

To co Olejniczak robił źle?

Nie byliśmy konsekwentni, wystarczająco wyraziści i byliśmy mało waleczni. Traciliśmy tożsamość.

W czym nie byliście wyraziści?

Od spraw społecznych, poprzez politykę międzynarodową, aż po kwestie światopoglądowe. W poprzedniej kadencji walczyłem, abyśmy zgłosili wotum nieufności wobec Ludwika Dorna, ministra spraw wewnętrznych, powodów nazbierało się sporo. Tymczasem Jerzy Szmajdziński mówił mi, że nie warto, bo mamy za mało posłów i trzeba byłoby szukać porozumienia z innymi partiami. W kilka dni później PSL, klub od nas mniejszy, zgłosiło wniosek o wotum nieufności do ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Nie bali się, że mają za mało głosów, szukali porozumienia.

Szmajdzińskiego zrobił pan wiceprzewodniczącym. Zaczął nagle być wyrazisty?

To doświadczony polityk i jest SLD potrzebny.

W polityce zagranicznej też byliście mało wyraziści? O co chodzi?

Na przykład o politykę wschodnią.

Polityka 28.2008 (2662) z dnia 12.07.2008; kraj; s. 21
Reklama