Umiał wymanewrować pryncypialnych towarzyszy, gdy próbowali zniszczyć jego samego i jego ukochane dziecko – POLITYKĘ. Zrobił wiele, by porozumieć się z Solidarnością, zarówno wtedy, gdy w styczniu 1981 r. pisał artykuł „Szanować partnera”, jak i wtedy, gdy między innymi jego determinacja doprowadziła do porozumień Okrągłego Stołu. Jako polityk, a w PRL doszedł na tej drodze do najwyższych stanowisk, premiera i szefa PZPR, pewnie już zawsze będzie kontrowersyjnie oceniany. My pamiętamy go po swojemu.
Pośród peerelowskich redaktorów naczelnych wyróżniał się nie tylko dziennikarskimi talentami, ale również wyglądem (znakomity profil, co widać na starych zdjęciach) i stylem bycia. Dbał nie tylko o modne fryzury (co dało asumpt Leopoldowi Tyrmandowi do złośliwego pamfletu), ale i formę fizyczną. Kiedy tylko pozwalał na to czas, codziennie bywał na basenie. Podobno marzeniem wielu snobów było znaleźć się o tej samej porannej porze na pływalni. „Pływałem wczoraj z Mietkiem” – mogli się potem pochwalić.
Sam Rakowski też był snobem, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Jak by powiedział socjolog, syn wielkopolskiego chłopa awansował także poprzez kulturę. Imponowało mu przebywanie wśród ludzi sztuki, więc nie ma w tym przypadku, że jego pierwsza żona była skrzypaczką, druga zaś (i ostatnia) aktorką. Widywany był na premierach teatralnych, także wówczas, kiedy został prominentnym politykiem. Kiedy w 1988 r. wybrał się do warszawskiego Teatru Powszechnego na sztukę Vaclava Havla, zakazanego wówczas jeszcze w Czechosłowacji, zostało to odebrane jako demonstracja polityczna.
Jedną z miar wielkości człowieka, miar jego dorobku jest umiejętność przekraczania samego siebie, wychodzenia poza granice, normy i zwyczaje, które są powszechne, obowiązujące i które często trzymają umysły w żelaznych okowach.