Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Bat na urzędników

Zanim wprowadzimy nowy środek urzędniczej represji, odpowiedzmy na pytanie, czy i jak są wykorzystywane już istniejące środki prawne.

Na ostatnim posiedzeniu Sejmu posłowie skierowali do dalszych prac w komisji projekt ustawy o szczególnych zasadach odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa, autorstwa posłów PO. Podczas pierwszego czytania projektu kilkudziesięciu posłów zgłosiło do niego wiele zasadniczych uwag, skłaniających do wniosku, że nadaje się on do kosza. Żaden poseł jednak nie krzyknął: „król jest nagi” i tylko nieśmiało przypominano, że dwa podobne projekty już przepadły - za rządów SLD oraz PiS-u z przystawkami. Ale czy można oczekiwać aż takiej odwagi, kiedy za progiem mamy wybory, a część mediów (bardziej niekiedy populistycznych niż politycy) i środowisk gospodarczych, ustawę nazywa „batem na urzędników” i widzi w niej panaceum na wszelkie bolączki administracji.

Projekt ustawy przewiduje materialną odpowiedzialność urzędnika (do 12 średnich krajowych pensji – ok. 40 tys. zł) za decyzję wydaną z rażącym naruszeniem prawa, jeśli na rzecz osoby nią poszkodowanej zasądzone zostanie odszkodowanie. Kierownik urzędu będzie miał wtedy obowiązek przesłać akta sprawy do prokuratury okręgowej. Ta postępowanie umorzy lub sprawę przeciwko urzędnikowi skieruje do sądu, który określi wysokość szkody spowodowanej przez urzędnika i jego majątkowej odpowiedzialności. Zdaniem autorów ustawy, groźba sięgnięcia do kieszeni urzędnika zmniejszy liczbę decyzji wydawanych z naruszeniem prawa, a to przełoży się na wzrost zaufania obywateli do administracji i ograniczy wydatki Skarbu Państwa na odszkodowania. Tok myślenia mamy tu prosty, niczym budowa cepa.

Tymczasem od lat w polskim prawie, zarówno cywilnym, karnym, jak i w prawie pracy, mamy dużo narzędzi do skłaniania urzędników do właściwej pracy.

Reklama