Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Uniewinniona

W sprawach takich jak śmierć Michałka S. łatwo ulec pokusie szybkich odpowiedzi

Gdy osiem lat temu wyłowiono z Wisły ciało 4-letniego chłopca, Polska zamarła. Obraz zsuwającego się z kry dziecka, krzyczącego „Tato, ratuj!”, emitowane w telewizji nagrania z wizji lokalnej, w czasie której dwaj mężczyźni pokazywali, w jaki sposób wrzucili Michała do lodowatej wody – te sceny były zbyt przerażające i niezrozumiałe, by sobie z nimi poradzić. Trzeba było znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie, które pomogłoby ogarnąć dramat, uporządkować go w naszych głowach.

Postać Barbary S., wyzutej z uczuć manipulatorki, chcącej pozbyć się absorbującego synka, pozwalała zrozumieć zdarzenia, nadać im jakąś koszmarną logikę. Opanował naszą wyobraźnię obraz bezwolnych egzekutorów, instruowanych przez wyrodną matkę przez telefon i relacjonujących jej realizację kolejnych etapów zbrodniczego planu.

Sęk w tym, że taki obraz rysuje się tylko w jednej z wersji zeznań Roberta K., konkubenta Barbary S., który wraz z kolegą utopił Michała. Robert K. zmieniał zeznania kilka razy. Dlatego sąd uznał, że nawet, jeżeli za którymś razem mówił prawdę, w pozostałych przypadkach po prostu kłamał. Nie jest więc wiarygodny i nie można tylko na podstawie jego słów skazywać matki chłopca. Sąd ustalił też, że do Barbary S. w dniu zbrodni nikt nie dzwonił. Do Roberta K. dwa razy – popołudniu, gdy było już po wszystkim. Sąd nie znalazł także motywów, dla których kobieta miałaby chcieć śmierci dziecka. Gdyby chciała się go pozbyć, chęć opieki nad nim deklarowały inne osoby.

Praca wymiaru sprawiedliwości nad budzącymi tak gorące emocje sprawami jest szczególnie trudna. Barbarę S. sądzono trzy razy. Jak zauważył obrońca, mecenas Grzegorz Lewański, procesy, w których jego klientkę skazywano, przebiegały dużo szybciej niż te, w których była uniewinniana.

Reklama