W kuluarach większość polityków przyznaje, że w tropieniu skandali i niby-skandali, a także w zapowiedziach nowych zakazów i nakazów, jesteśmy bliscy paranoi, a może nawet ta bariera została przekroczona. Ale oficjalnie modne jest potępianie Waldemara Pawlaka i Tomasza Misiaka. Tego drugiego bardziej, bo Pawlak po nieudanej konferencji zniknął, a Misiak próbował się bronić. Wreszcie firma Work Service poprosiła go, by pozbył się jej udziałów, gdyż klienci już się wycofują i widmo bankructwa bliskie.
W ramach podnoszenia standardów, premier zażądał, aby parlamentarzyści Platformy pozbyli się akcji i udziałów, jakie mają w spółkach. Początkowo mieli to zrobić w przyszłości, gdy powstaną odpowiednie fundusze powiernicze (o ich powstaniu mówi się od kilku lat, od słów do czynów droga jednak daleka), ale mniej więcej po dwóch dniach okazało się, że powinni to zrobić szybko. Nawet gdy jest bessa i na tym stracą. Stosowną listę ma już przewodniczący Zbigniew Chlebowski. Wprawdzie nigdy nie była ona tajna, gdyż wszystkie informacje znajdują się w oświadczeniach parlamentarzystów wywieszonych w Internecie, ale gdy coś ma miano oficjalnej listy, wiadomo, że nie jest to lista chwały, ale raczej hańby.
I tak na czarnej liście Chlebowskiego, jak już się ją powszechnie nazywa, znalazła się np. posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska, która ma połowę udziałów we wspólnie z mężem prowadzonej spółce Gambit, produkującej filmy i reklamy, gdyż mąż jest reżyserem filmowym, co też nie stanowi tajemnicy. Napiętnowani zostali senator Leon Kieres, który ma kilka akcji dwóch uśpionych spółek, i Radosław Sikorski, który zapewne na swoje nieszczęście wykupił 160 udziałów w spółce Rodzice dla Szkoły, czy rzecznik rządu Paweł Graś, członek zarządu spółki w podkrakowskim Zabierzowie. Nie wykazał przezorności nawet doświadczony Janusz Palikot, który akurat na prośbę znamienitych osób uratował historyczną już kawiarnię Czytelnika i ma w niej 100 proc.