Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Trzeba było przyspieszyć

Ludwik Dorn, były marszałek Sejmu, o problemach z początkiem III RP, o braciach Kaczyńskich, Lechu Wałęsie, porażce IV RP i o tym, gdzie są granice politycznego radykalizmu

Janina Paradowska: – Gdy prosiłam o rozmowę na XX-lecie, zapytał pan natychmiast: a z jaką datą jest ona związana?
Ludwik Dorn: – Polski problem polega na tym, że nie ma daty, co do której istnieje zgoda i związane z nią mocne przeświadczenie, że oto zaczęła się niepodległość. A w historii tak już jest, że jednostki i społeczeństwa potrzebują wyrazistego początku. Dla jednych początkiem jest Okrągły Stół i zakończenie obrad, dla innych 4 czerwca, dla jeszcze innych powołanie rządu Mazowieckiego, a przecież mogą być jeszcze wybory prezydenckie czy pierwsze wolne parlamentarne. W dodatku mamy konkurencję w postaci zburzenia muru berlińskiego. Właściwie należałoby przyjąć, że początkiem niepodległości jest podpisanie porozumień gdańskich w 1980 r., gdyż to wydarzenie było prawdziwym przełomem, wydarzeniem założycielskim. Taka konstrukcja, istotna symbolicznie, byłaby jednak absurdalna. Początek jest więc rozciągnięty w czasie i nie ma powszechnej zgody na to, od kiedy zaczęła się niepodległość.

Czy to ma aż tak duże znaczenie?
Zdecydowanie tak, gdyż utrudnia nam posiadanie rocznic i obchodzenie ich, co jest elementem budowania wspólnoty. Początek niepodległości nam się rozmywa, a tym samym pojawia się niepokój, a niby skąd i dlaczego wzięliśmy się na tym świecie jako niepodległe, demokratyczne państwo?

A jak pan odpowie na to pytanie?
Musimy z tym bólem żyć.

Ale 4 czerwca był przełom?
To był przełom i nie da się zdezawuować wyborów z 1989 r., zwłaszcza totalnej przegranej strony komunistycznej. Ona wówczas jeszcze nie zniknęła, ale poległa, co było potężnym impulsem dla innych krajów. Ale na przykład dla Zbigniewa Brzezińskiego realnym przełomem było rozwiązanie Związku Radzieckiego.

Polityka 20.2009 (2705) z dnia 16.05.2009; s. 32
Reklama