Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jednak duma

Fot.Stefan Maszewski/REPORTER Fot.Stefan Maszewski/REPORTER
Powody do prawdziwej dumy odnajduję dopiero teraz.

Duma narodowa rozmaite miewa wcielenia. W przypadku wielkich narodów i potężnych państw potrafi być nadęta pychą, bliska megalomanii; chociaż owa wielkomocarstwowa duma w USA przejawia się zgoła inaczej niż w Rosji, nie mówiąc już o Chinach. Z kolei u narodów małych podszyta nieraz bywa kompleksami wynikłymi z doznanych urazów, niepewnością, nawet lękiem.

Przykład klasyczny, to kamienny upór Litwinów w odniesieniu do polskiej pisowni nazw i nazwisk. A przecież litewska tożsamość nie jest niczym zagrożona. Nie wchodzi w rachubę polska dominacja czy ekspansja w jakiejkolwiek postaci. A jednak są nastroszeni, nieufni, w swej podejrzliwości wręcz nieprzejednani.

Polska duma mieści się gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami. A czy w ogóle ją odczuwam? Owszem, choć nie jest to gejzer uniesień ekstatycznych; raczej stonowana satysfakcja, jaka przystoi wiekowi dojrzałemu. Duma ta posiada wyrazisty, pokoleniowy kontekst.

Mało mam bowiem powodów, by napawać się triumfami przeszłości. Chrobry, Batory czy Sobieski to w naszej skali dziejowej niemal prehistoria. Natomiast ostatnie trzy wieki to nieustający cykl klęsk, porażek, rozmaitych niespełnień, wiecznych niedosytów. Przegrane wojny, nieudane powstania, rozbiory, okupacje; całe pasmo niedoli przedzielone tylko jednym szczęsnym rozbłyskiem lat 1918/20.

W niczym nie umniejsza to szacunku, jaki żywię dla przeszłych, tak srodze doświadczonych pokoleń. Czcią darzę wszelkich powstańców, zesłańców, wszystkie ofiary caratu, nazizmu i komunizmu. Wszelako ta smutna refleksja nie napełnia mnie dumą.

Powody do prawdziwej dumy odnajduję dopiero teraz. Należę do generacji, do której uśmiechnęło się szczęście. Która nie tylko odzyskała niepodległość, lecz - poprzez wejście do UE i NATO - na dobre ją utrwaliła. Czuję dumę, że to mój rodak, Karol Wojtyła, był tak wielkim papieżem. Dumny jestem z naszych noblistów, Miłosza, Wałęsy i Szymborskiej. Z zaufania, jakim obdarzyli mnie kiedyś Stefan Kisielewski i Zbigniew Herbert. Z tego, że, wraz z innymi, służyłem dobrej sprawie, należąc do opozycji demokratycznej, wspierając legendarny strajk sierpniowy, współtworząc „Solidarność" i ruch oporu w stanie wojennym.

Jestem dumny, iż żyję w niedoskonałej wprawdzie, niekiedy irytującej, ale przecież demokratycznej Polsce. Uczucie to nie ma nic wspólnego z narodową tromtadracją czy - tym bardziej - z szowinizmem. Bowiem jednocześnie w każdym zakątku Europy czuję się, jak u siebie w domu.

Po prostu cieszę się z tego, że wreszcie mieszkam w wolnym kraju. A ponieważ wszedłem w wiek - przynajmniej w teorii - stateczny, również i z tego, że moje wnuki już nie muszą odnosić do siebie mickiewiczowskiej frazy: „Zrodzony w niewoli, okuty w powiciu...”.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną