Opisaliśmy w niej m.in. sprawę byłego wiceministra obrony narodowej Romualda Szeremietiewa, który utracił stanowisko po tym jak w 2001 r. „Rzeczpospolita" zarzuciła jego najbliższemu współpracownikowi - Zbigniewowi Farmusowi przyjmowanie łapówek od koncernów zbrojeniowych, a jemu samemu - że wydaje więcej niż zarabia. Sprawą zajęła się wówczas prokuratura. Parę tygodni temu obaj zostali uniewinnieni przez sąd. Afera złamała jednak Szeremietiewowi życie.
Po naszej publikacji rozgorzała dyskusja o odpowiedzialności mediów i prawie do rozliczania dziennikarzy za błędy. Najpierw na łamach „Gazety Wyborczej" Seweryn Blumsztajn napisał: „W prasie rzadko ktoś przypomina o straszliwej władzy dziennikarzy skazywania na infamię. (...) Zwłoki, które zostają na placu boju po wyścigu o „prawdziwą aferę", to rzadko trupy dziennikarzy." I apelował do mediów o większą ostrożność w ferowaniu wyroków.
Na forach internetowych poświęconych mediom uaktywnili się wówczas, milczący dotąd sympatycy Szeremietiewa - domagając się odebrania autorom publikacji: Annie Marszałek i Bertoldowi Kittlowi przyznanych im nagród dziennikarskich.
Do nurtu rozliczeniowego dołączyła Rada Etyki Mediów (powołana przez Konferencję Mediów Polskich). Uznała, że uniewinnienie Szeremietiewa to „kolejna kompromitacja dziennikarstwa śledczego w Polsce". I także wypomniała, że „autorzy zniesławiającej go publikacji (...) są laureatami najbardziej prestiżowych nagród za mistrzowskie uprawianie dziennikarstwa śledczego" . Wiceprzewodniczący Rady Maciej Iłowiecki sugerował, że artykuł był inspirowany przez służby specjalne.
Wówczas dostało się z kolei REM.