Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Źli ludzie

Prezes Kaczyński oświadczył, że rządzą nami „źli ludzie”, a on oczywiście nie chce, by władza pozostawała w rękach złych ludzi. W pierwszej chwili porwały mnie te słowa pełne prostoty i zdrowego rozsądku. Potem jednak przyszła chwila zastanowienia. Jak bowiem odróżnić złego od dobrego? Bułat Okudżawa śpiewał, iż w uporządkowanym świecie „każdemu mądremu stempelek na łeb przybiło się razu pewnego”. Ku rozpaczy, nic to nie dało, bo głupich jak dawniej nie było widać.

Kto jest dobry? Podstawą, może niewystarczającą, ale konieczną, wydaje się przestrzeganie przykazań dekalogu. Dysponując tak obiektywną i uniwersalną matrycą, możemy nawet układać tabelki, od ilu do ilu przestrzeganych przykazań jest się materiałem na dobrego, od ilu do ilu na jeszcze lepszego i, przeciwnie, poniżej jakiego progu zło już szczerzy swoje spróchniałe zęby. Niestety, w praniu napotyka się trudności.

Spójrzmy choćby na historię narodową naszą. Żeby nie zanudzać, ograniczyć się przyjdzie do paru tylko wybranych wskazań z Mojżeszowych tablic. Zacząć trzeba oczywiście od przykazania, które wprawdzie u Mojżesza było szóste, dla Kościoła jest jednak najwyraźniej ważniejsze niż wszystkie inne razem wzięte. „Nie cudzołóż”. Dołączyć do niego można od razu i dziewiąte: „Nie pożądaj żony bliźniego swego”, które jest wstępem do szóstego. Cóż, przykro to przypominać, ale: Bolesław Chrobry zgwałcił księżniczkę kijowską. Kazimierz Wielki nie tylko zgwałcił Klarę Zach i miał jednocześnie trzy żony, ale utrzymywał dodatkowo kilkadziesiąt kochanek, w tym, o zgrozo, przynajmniej jedną Żydówkę. Zygmunt August, zgoła się nie tając, utrzymywał przedślubne stosunki płciowe z Barbarą Radziwiłłówną. Władysław IV, gdy wytykano mu braki w skarbcu, oświadczył z pełną dezynwolturą: „Niech to tak będzie, żem ja te kilkakroć sto tysięcy kurwom moim rozdał”. Jan III Sobieski nie dość, że uwiódł żonę Zamoyskiemu, to potem jeszcze w korespondencji z Marysieńką naigrawał się z nieszczęsnego rogacza. O Auguście II strach wspominać. Najgorsze wszakże, iż niektórzy historycy mają zastrzeżenia nawet co do cnotliwości Mieszka I, który przecież chrzest przyjął i naszą państwowość rozpoczął.

Czwarte: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Tutaj także krucho. Bolesław Krzywousty wyprawiał się zbrojnie przeciw tatusiowi Władysławowi Hermanowi. Kazimierz Wielki wielce sobie lekceważył ojcowskie zalecenia i nakazy, wyprawiając się na przykład wbrew Łokietkowi na Kościan (1332). Stefanowi Batoremu umarł tata, gdy był jeszcze niemowlakiem. Funkcję głowy rodziny przyjął więc starszy brat Andrzej, którego Stefan bez skrupułów zdradził, przechodząc na stronę rodziny z Ecsed. Zygmunt III został królem Polski wbrew woli ojca, króla Jana III. Szwedzki kronikarz pisze z podziwem, że „od dzieciństwa nauczył się trudnej sztuki dwulicowości, która pozwalała mu manipulować rodzicami”. Młody August II żył z papą jak pies z kotem, po czym przeniósł swoją niechęć na ukochanego przez ojca Jana Jerzego IV. Dopiekając mu posuwał się nawet, co było już szczytem bezczelności, do przybierania pozy obrońcy ładu moralnego, kiedy to potępiał brata za utrzymywanie kochanki, ślicznej ponoć Sybilli. Do końca życia wypowiadał się o ojcu z ironią i lekceważeniem.

Jeśli chodzi o przykazanie piąte „Nie zabijaj”, sytuacja jest dosyć złożona. Wojny, czyli wzajemne mordowanie się, są – jak nauczał Clausewitz – przedłużeniem polityki. Rządzący nie mogli więc ich uniknąć. Podobnie za konieczność uznać można wbijanie na pal zbuntowanych chłopów, Kozaków i innych nieposłusznych. W różnych też epokach życie ludzkie niejednakową miało cenę. Trzeba jednak przyznać, że niektórzy nasi władcy mieli do piątego przykazania wybiegający ponad przeciętną stosunek. Stefan Batory sformułował zwięzłą instrukcję dotyczącą traktowania opozycji: Canis mortuus non mordet (Martwy pies nie gryzie). Tradycja głosi, iż Bolesław Śmiały osobiście poszatkował biskupa Stanisława. Musiał z tego czerpać jakąś przyjemność, bo inaczej wysłałby pachołków. Przypomnijmy też (se non è vero, è ben trovato), jak kniaź Jamont, zaufany Władysława Jagiełły, tłumaczy Zbyszkowi z Bogdańca: „– Powieś się! Po co cię mają sądzić. Króla weselisz! (...) Czemubyś go nie miał weselić? Powieś się, druhu!”.

Siódme: „Nie kradnij”. Uznać trzeba, choć przełknąć to trudno, iż nakładanie podatków nie zawsze jest okradaniem obywateli. Już jednak napadanie i rabowanie sąsiadów niewątpliwie mieści się w sensie przykazania. Wynika z tego jasno, że trudno inaczej zakwalifikować grabieżcze wyprawy Bolesława Chrobrego na Ruś kijowską czy Batorego na Psków. A okupacja Moskwy przez Polaków? Mówił potem poseł rosyjski: „Rozwięzły żołnierz wasz nie znał miary w obelgach i zbytkach: zabrawszy wszystko, co tylko dom zawierał, złota, srebra mękami wymuszał. (...) Od świątyń nawet Boskich nie umieliście rąk waszych powściągnąć (...) skarby nasze, długo przez carów zbierane, rozszarpane są przez was”. Takie były jednak z reguły wojenne przypadki. Ogólnie można przyjąć, że im bardziej ekspansywny polityk, czyli taki, który z naszego partykularnego punktu widzenia rozszerzał granice ojczyzny, tym większy złodziej.

Zasad moralnych się nie dyskutuje – powiedział niedawno jeden z biskupów. Wynika z tego jasno, że do świetności prowadzili Polskę tylko źli ludzie. Właściwie im gorsi, tym lepsi. Jarosław Kaczyński nie ma więc racji, historia mu przeczy, nie chcąc rządów złych ludzi. Bo właśnie tylko w nich nadzieja. Powstaje tylko pytanie, czy rządząca nami ekipa jest wystarczająco zła. Czy te wszystkie śluby kościelne przed wyborami, uczestnictwa w kanonizacjach, cmokania biskupów w pierścienie, szlachetne czoło Gowina, bigoteryjny język, to tylko zmyłka i zasłona dymna. Jeśli tak, oddycham z ulgą. Gdyby jednak miało to być szczere, ratuj nas Maryjo Królowo Polski!

Ludwik Stomma

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Felietony; s. 105
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną