Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Ucieczka od wolności

Jakże piękne były to czasy, 20 lat temu, kiedy znakomity francuski minister gospodarki, finansów i budżetu Michel Charasse siedział w telewizyjnym studiu z wielkim cygarem w zębach (antynikotynowi siepacze nie byli wtedy jeszcze tacy rozbestwieni i nie czuli się na siłach, żeby wyrwać mu je z ust) i tłumaczył, że chce pozostać człowiekiem wolnym, dlatego za wszystko płaci tylko gotówką. Używając bowiem czeków czy kart kredytowych zostawiłby za sobą wszędzie ślady, po których byle agent, byle łachudra mógłby z łatwością ustalić, gdzie był, gdzie i ile wydał. Czy kupił perfumy w guście żony czy też nie, a w takim razie szukajcie kochanki... Jestem ministrem, tłumaczył Charasse, od 9 rano do 18. Potem niech się ode mnie od... Mam prawo do swojego prywatnego życia. Dlatego zawsze i tylko gotówką...

Jakże dawne były to lata. Od tego czasu sklepy, stacje benzynowe, banki, restauracje, ulice pokryte zostały siecią kamer tak perfekcyjnych, że coraz mniej jest już na świecie, a przynajmniej w Berlinie, Londynie, Nowym Jorku czy Paryżu, tak zwanych martwych punktów, które są ostatnią ucieczką twojej wolności, a których tak nienawidzi policja. Kiedy w nocy z dziewczyną przekradacie się do Ogrodu Luksemburskiego, bo szaleją bzy, a trawa pachnie erotycznym nabrzmiewaniem wiosny, nie łudźcie się. Wszystko, co robicie, ogląda sprośny sierżant w prefekturalnej centrali. Twoje najszczersze porywy równają się rechotowi paru zwołanych ad hoc, przed ekran, niewyżytych gliniarzy. Minęły dni, tobie się wydaje, że świat się zmienił, oni jednak mogą cofnąć taśmę i bawić się w nieskończoność twoimi młodzieńczymi uniesieniami.

Od chwili, kiedyś obywatelu wysiadł na Gare de l`Est w Paryżu albo na Centralnym w Warszawie, mamy nad tobą pełną kontrolę.

Polityka 29.2011 (2816) z dnia 12.07.2011; Felietony; s. 87
Reklama