Straszny skandal we Francji, który przyćmił i mrozy, i kryzys. Oto minister Claude Guéant oświadczył, że różne kultury ne se valent pas. Pomijając już kwestię wyrwania frazy z kontekstu, zaznaczyć trzeba, że można ją tłumaczyć wielorako. Interpretacja „różne kultury nie mają tej samej wartości” jest tutaj oczywiście możliwa, ale też najprymitywniejsza. Przekład najtrafniejszy (wymieniany zresztą w słownikach na pierwszym miejscu) winien byłby brzmieć: „poszczególne kultury odwołują się do różnych wartości”. Jestem przekonany, iż Claude’owi Guéantowi chodziło o tę drugą wersję. Różnica jest zasadnicza. W pierwszym przypadku chodziłoby bowiem o wartościowanie, w drugim o stwierdzenie tysiąckrotnie etnologicznie potwierdzonego faktu. Pech w tym, że w naszym oszalałym i coraz bardziej nietolerancyjnym świecie oba te oświadczenia są równie NIEPOPRAWNE, a to już przylepia ci pieczątkę na łeb, której nie zmyją żadne tłumaczenia ani najdoskonalsze środki chemiczne.
Parę dni po wypowiedzi Claude’a Guéanta wystąpił w parlamencie francuskim Serge Letchimy z Martyniki, porównując wypowiedź ministra do haseł doktryny nazistowskiej, przywołując Holocaust i Auschwitz. Serge Letchimy nie jest byle kim. Mandat objął po śmierci Aime Cesaire’a – pisarza, poety i legendy zamorskich terytoriów Francji. Dla tysięcy mieszkańców Martyniki stanowił on nie tylko to, co nazywa się w Polsce (z zadziwiającą czasami łatwością) „autorytetem moralnym”, ale jego książki stanowiły poniekąd także wykładnię reguł systemu wartości odległych wysp. Słowa jego następcy będą więc miały społeczne, moralne i polityczne echo, którego wagi nie sposób przeceniać.
Kultury czerpią nieraz swoje nici przewodnie bynajmniej nie z tych samych zasad, które chciałaby im narzucić triumfująca Europa (gdzie to także ulega nieustającym zmianom).