Piotr Pluciński: Twoja sekcja podparta jest ideą remixu.
Kaja Klimek: Remiks jako klamra spinająca Nocne Szaleństwo nasunął się sam. Po pierwsze sam temat sekcji, czyli chwila, gdy muzyk ze sceny trafia na ekran kinowy to mocny przełom, mogący zremiksować jego karierę i pchnąć ją na zupełnie nowe tory. To, co przychodzi później, tak jak w przypadku chociażby najbardziej znanych muzyków-aktorów, jak Will Smith czy Mark Wahlberg, może okazać się alternatywną wersją wcześniejszego, oryginalnego etapu kariery. A remiks to właśnie przekształcona wersja oryginału.
Skąd pomysł na taki akurat cykl?
Magdzie [Sztorc, współautorce cyklu – dop. red.] spodobały się moje teksty o kinie i popkulturze, zwłaszcza ten o włosach Nicolasa Cage’a, więc zaproponowała mi wspólne stworzenie tegorocznej sekcji Nocnego Szaleństwa. Podstawowy jej zarys już wtedy istniał, podsunięty zresztą przez Romana Gutka, który chciał na Nowych Horyzontach pokazać filmy z gwiazdami rocka – Stingiem, Davidem Bowie czy Led Zeppelin. Magda zaproponowała, byśmy tę listę opracowały wspólnie. Ale jako że miałam własne pomysły, które niekoniecznie na Nowe Horyzonty się nadawały, nasza współpraca – niczym w znanym przeboju Britney - przebiegała w rytm myśli „ty prowadzisz, ja szaleję”. To była szalona selekcja. Wiele tytułów zostało w szufladzie.
Na przykład?
Chciałam, by w naszej sekcji znalazł się „Podziemny krąg” z drugoplanową rolą Meat Loafa. Doszłyśmy jednak do wniosku, że jest to tytuł zbyt ograny i na pewno każdy go już widział. Wstępnej selekcji nie przeszedł także „Idol” Todda Haynesa, opowiadający o świecie rocka lat 70. i 80., czy „Purple Rain” z Princem.