Kultura

Mistyka zbrodni

Wywiad z wybitnym twórcą meksykańskiego kina

Carlos Reygadas (ur. w 1971 r.) ukończył studia prawnicze w Mexico City. Pracował m.in. jako specjalista od konfliktów zbrojnych w Komisji Europejskiej przy ONZ w Londynie. Carlos Reygadas (ur. w 1971 r.) ukończył studia prawnicze w Mexico City. Pracował m.in. jako specjalista od konfliktów zbrojnych w Komisji Europejskiej przy ONZ w Londynie. Sarah Meghan Lee / Forum
Rozmowa z Carlosem Reygadasem, jednym z największych wizjonerów współczesnego kina, nagrodzonym w Cannes za reżyserię filmu „Post Tenebras Lux”, który wchodzi na ekrany polskich kin.
„Jest we mnie tyle samo obaw, co nadziei. Jeśli musiałbym jednak powiedzieć, czego najbardziej się boję, to chyba ludzkiej natury”.TOHIER/PHOTOMOBILE/SIPA/East News „Jest we mnie tyle samo obaw, co nadziei. Jeśli musiałbym jednak powiedzieć, czego najbardziej się boję, to chyba ludzkiej natury”.

Janusz Wróblewski: – Tworzy pan wizualne poematy, w których surrealizm spotyka się z naturalistycznym pięknem. Mało w nich dialogów, za to dużo niepokojących widoków przyrody, seksualności i okrutnych zbrodni. Jak powstają te obrazy?
Carlos Reygadas: – Scenariusz stanowi techniczny zapis tego, co ostatecznie ma się znaleźć na ekranie. Nie tworzę poezji na papierze. Wynotowuję tylko, na czym mi szczególnie zależy, co koniecznie musimy sfotografować, jak to nakręcimy, czas trwania ujęcia itd. Reszta należy do operatora.

W „Post Tenebras Lux” używa pan specjalnych soczewek, przez co obraz ulega rozmyciu i podwojeniu na brzegach. W „Cichym świetle” początkowe ujęcie wschodu słońca trwa aż kilkanaście minut. Ogląda się to jak niesamowity sen.
Tylko „Post Tenebras Lux” zainspirowany został snami. Inne moje filmy narodziły się pod wpływem intuicji. Impuls do napisania scenariusza zawsze jest irracjonalny.

Zatrudnia pan głównie nieprofesjonalistów, którzy beznamiętnie wypowiadają dialogi. Jak wielkie pozostawia im pan granice swobody?
Nieduże. Korzystam z pomocy naturszczyków, aby odciąć się od aktorstwa. Malarzowi nie zadałby pan pytania, dlaczego woli portretować zwykłych ludzi. Wiadomo, że oni są naturalni, a gwiazdy nie.

W „Cichym świetle” zachowania niezawodowych aktorów nie wypadają autentycznie, czasami sprawiają wrażenie nieumiejętnych improwizacji.
Mam odmienne zdanie. To zawodowcy występujący w teatrze czy telewizji sprzedają jakieś miny i maski. Są nieprawdziwi. Kino jest od tego, żeby odkrywać tajemnice codzienności. Na ekranie chcę widzieć ludzką duszę, a nie perfekcyjnie odegraną konwencję.

Profesjonaliści nie potrafią lepiej oddać naturalności postaci, które grają?
Nie, oni potrafią tylko lepiej zaprezentować wyuczoną technikę. Mogą perfekcyjnie zagrać rolę Makbeta albo króla Leara. Zupełnie mnie to nie interesuje. Jedynie wnętrze i to, co siedzi w środku konkretnej istoty, ma znaczenie. Drzewo, dziecko, skała niczego nie udają, nie zmieniają swojego zachowania pod wpływem kamery. Są sobą i niczym więcej. Tego właśnie szukam. Niebezpieczeństwo takiego podejścia polega na tym, że jeśli wybierze się nieodpowiednią osobę, widz w eksperyment nie uwierzy.

Akcja „Cichego światła” rozgrywa się w protestanckiej komunie menonitów. W „Post Tenebras Lux” jeden z bohaterów zamienia się w diabła. Jak bardzo kontekst religijny jest w pana filmach ważny?
W „Cichym świetle” stanowi tylko intrygującą oprawę, tło, bo sama historia niewierności i jej konsekwencji jest na tyle uniwersalna, że mogłaby się wydarzyć wszędzie. Menonici zafascynowali mnie swoją odrębnością, co podkreślają nawet jednolitymi strojami. Uosabiają archetypy ojców i matek. Natomiast diabeł to prymitywne, dziecięce wyobrażenie zła. Tak je postrzegają mali bohaterowie filmu. Wydaje im się, że zło istnieje niezależnie od nich, gdzieś obok. Dopiero potem, gdy dorosną, uświadomią sobie, że zło tkwi także w nich samych i nie da się go od nich oddzielić. A co to znaczy?

Gdyby nagle przysiadł się do nas, powiedzmy Franz Kafka, miałbym do niego szereg pytań. Nigdy jednak w rodzaju: co znaczy przemiana bohatera w robaka, czy odbywa się naprawdę, co to za metafora? Picasso też nie lubił tłumaczyć, dlaczego byk namalowany na „Guernice” ma krzywe oczy. Dla artysty ważne jest wrażenie, spójność kompozycji, ekspresja, a nie jej objaśnianie i rozumienie. Z szacunku dla wyobraźni widza i własnego dzieła nie warto tego robić.

Niektórzy próbują.
Tylko po co? Sztuka oczywiście poddaje się rozumowi, ale posiada też głębsze, nieracjonalne pokłady. Na przykład logikę emocjonalną.

Pańskie filmy mówią o strachu. O lęku przed zdradą, złym życiem, wiecznym potępieniem. Czego pan się boi?
Jest we mnie tyle samo obaw, co nadziei. Jeśli musiałbym jednak powiedzieć, czego najbardziej się boję, to chyba ludzkiej natury. Skłonności do autodestrukcji oraz głupoty. Co nie znaczy, że jestem mizantropem. Wierzę w miłość i zdolności twórcze człowieka. Patrząc z tej perspektywy na moje filmy, można powiedzieć, że najważniejsze jest w nich napięcie między biegunami zwątpienia i nadziei. Nie opozycja dobra i zła, tylko jedność przeciwieństw.

Kultura meksykańska, z której pan się wywodzi, też jest takim tyglem sprzeczności, gdzie czuje się wpływy mitologii prekolumbijskiej, wierzeń Majów, cywilizacji Azteków, religii chrześcijańskiej. Z jaką tradycją jest pan najgłębiej związany?
Meksyk bardzo różni się od innych krajów. W żyłach jego dzisiejszych mieszkańców płynie europejska, częściowo amerykańska krew. Wszyscy są mieszańcami, większość z nieprawego łoża. Wielu nie poznało swoich ojców. Mamy zachwianą tożsamość. Przeorały ją dziesiątki lat kolonizacji, dewastacji kulturowej, seksualnej przemocy. Hiszpanie tego nie rozumieją. Uważają, że skoro minęło 200 lat od konkwisty, rany powinny się już zagoić. Ale tak nie jest. W przypadku podboju północnoamerykańskich Indian pamięć o wyrządzonych krzywdach też pozostaje żywa. W konsekwencji wielu Meksykan nie potrafi ułożyć sobie prostych relacji rodzinnych. Nie nauczyli się kochać. Są odłączeni od sił natury, co w „Post Tenebras Lux” wyraża na przykład scena wycinania drzew.

Chrześcijaństwo nie daje nadziei, nie zapobiega alienacji?
Powszechnie manifestowany katolicyzm w Meksyku stanowi przykrywkę. W głębi duszy Meksykanie są poganami. Przemawia do nich tylko kult Maryi Dziewicy. Bezwarunkowo kochająca matka, litująca się nad ofiarami brutalnych gwałtów, ze spokojem przyglądająca się oceanowi przelanej krwi, miłosiernie wybaczająca prześladowcom. Gwałciciele, zbrodniarze tego właśnie potrzebują najbardziej. Idąc na mszę ci mili chłopcy chcą otrzymać rozgrzeszenie. Zabili sto osób, nie ma problemu, poczucie winy znika. Protestancki, wymagający samodzielności, odpowiedzialny, surowy Bóg Ojciec zupełnie nie trafia do ich wyobraźni.

W „Post Tenebras Lux” pojawia się szokująca scena odrywania głowy. Wiadomo, że śmierć jest wszechobecna w meksykańskiej kulturze. Szkielety są nawet ozdobą witryn sklepowych. Czemu jednak to służy, przypomnieniu symboliki krwi jako napędu Wszechświata?
Oczywiście, ale w moim odczuciu ta scena jest bardziej alegorią desperacji głównego bohatera, który stracił rodzinę, poczucie sensu życia. To rodzaj samobójstwa. Jeśli zawiera ona dodatkowy podtekst, to jednak w odniesieniu do współczesności. Wiele mafijnych porachunków między gangami narkotykowymi kończy się ucinaniem głów ofiarom. Jest to zwyczaj przejęty od dawnych plemion. Można powiedzieć, że odziedziczyliśmy po nich okrucieństwo.

Dekapitację macie we krwi?
To rytuał znany od stuleci, dynamicznie odradzający się od kilku lat. Tylko w ubiegłym roku znaleziono ponad 6 tys. zmasakrowanych ciał przy granicy z USA. Więcej niż w Iraku. Niektórzy antropologowie próbują wyjaśnić to zagadkowe upodobanie do wyrafinowanej przemocy oraz kanibalizmu nieobecnością w Meksyku wielkich ssaków. Ameryka Południowa miała na przykład dzikie konie, Azja wielbłądy. A na terenie Ameryki Środkowej ludzie musieli konkurować tylko ze sobą. Dlatego częściej dochodziło tu do rytualnych zabójstw. A dlaczego teraz to wraca? A dlaczego w Kambodży wymordowano miliony? Dlaczego naziści zabijali?

Co decyduje w społeczeństwie meksykańskim o przynależności do danej grupy?
Identyfikacja z kulturą Zachodu. Ja do niej należę, podobnie jak wielu moich rodaków, chociaż moje spojrzenie różni się zasadniczo od tego, jakie ma rodowity Hiszpan czy Belg. Jest bogatsze.

Pana mistrzami są Tarkowski, Dreyer, Bresson. Jak pan to godzi ze swoją meksykańskością?
Otrzymałem tradycyjne katolickie wychowanie. Przez 14 lat mieszkałem w Belgii, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, ale urodziłem się i studiowałem w Meksyku. Doskonale czuję to miejsce, jego specyfikę i tradycję. Kiedy zdecydowałem się założyć własną rodzinę oraz mieć dzieci, wróciłem do korzeni. Mimo że w młodości uczyłem się literatury na powieściach Balzaka, nie patrzę na Meksyk zdystansowanymi oczami obcokrajowca. Nie ma we mnie pogardy, protekcjonalnego tonu, charakterystycznej wyższości z tego powodu, że dobrze poznałem europejskie myślenie. Należę do dwóch światów i kultur. Jednocześnie.

I o tej podwójności mówią pańskie filmy?
Mało kto to dostrzega. Na poziomie socjologicznym „Post Tenebras Lux” można odczytać jako krytykę zachodniego stylu życia. Głównemu bohaterowi oraz jego żonie niczego pod względem materialnym nie brakuje. Jak większość zachodnich Europejczyków są jednak sfrustrowani, samotni i puści. Jeśli przyjrzymy się ludziom ze Wschodu: taoistom, buddystom, oni zawsze czują się częścią świata i jakiejś wspólnoty. Natomiast my nie. Oceniamy innych, patrząc na nich z zewnątrz. Dokąd to prowadzi? Najwięcej okrucieństw i wojen rozpętali Europejczycy. Postęp technologiczny, fantastyczne wynalazki wykorzystujemy w celach militarnych. Obracamy je przeciwko sobie, żeby zabijać. Nauka nie idzie w parze z rozwojem wartości duchowych. Historia Europy to dzieje destrukcji. O tym też staram się opowiadać.

Carlos Reygadas (ur. w 1971 r.) ukończył studia prawnicze w Mexico City. Pracował m.in. jako specjalista od konfliktów zbrojnych w Komisji Europejskiej przy ONZ w Londynie. Po debiucie fabularnym „Japon” (2002 r.) zrealizował jeszcze „Wojnę w niebie” i rewelacyjne, mistyczne „Ciche światło”, które Martin Scorsese nazwał arcydziełem współczesnego kina, a ostatnio – „Post Tenebras Lux”.

Polityka 07.2013 (2895) z dnia 12.02.2013; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Mistyka zbrodni"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną