W marcu 1913 r. młody malarz futurysta Luigi Russolo poszedł na koncert muzyki swojego znajomego, buntowniczego kompozytora futurysty Francesco Pratelli. Wrócił do domu w Mediolanie i za dwa dni, dokładnie 11 marca, miał gotowy manifest – w postaci listu, którego adresatem był właśnie Pratella. „W przeszłości życie było ciche – pisał. – Dopiero w XIX wieku, z wynalezieniem maszyn, narodził się hałas. Dziś hałas triumfuje. Zapanował nad wrażliwością ludzi”. Dalej Russolo postulował, by zestroić i uporządkować szmery wytwarzane przez miasto, maszyny, fabryki, by szukać dźwięków złożonych – na miarę potrzeb zmieniającej się muzyki, a wreszcie stworzyć nowe instrumenty, które będą je wytwarzać.
Prorocze słowa, ale by przyspieszyć proroctwo, Włoch jego realizacją zajął się sam. Tak się złożyło, że jako malarz pracował przy konserwacji „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci i zafascynował się jego szkicami nowatorskich instrumentów. Podpatrzył tam kilka ciekawych pomysłów, ale opracował je po swojemu, bo interesował się nauką, szukając związku między akustyką a sztukami wizualnymi.
Miał obsesję zdobywania wiedzy. Jego żona wspominała, jak to spędzili kiedyś ze znajomymi wieczór, rozmawiając o mleczarstwie. Russolo był tak zdenerwowany swoją nieznajomością tematu, że następnego ranka wyszedł do miasta, by wrócić z dwoma wielkimi podręcznikami na temat produkcji serów. Podobnie było z muzyką – chociaż nie miał za sobą konserwatorium, jak dwaj starsi bracia, w trzy miesiące zbudował pierwszy instrument, do którego wkrótce dołączyło kilkanaście kolejnych. Miały kształt skrzyń z tubami różnej wielkości. Mechanizm wytwarzający hałas działał na zasadzie katarynki – poruszało się nim, kręcąc korbą, o brzmieniu decydował materiał, z jakiego wykonany był mechanizm, a struna przymocowana do membrany pozwalała sterować wysokością dźwięku.