Wieczór 1 sierpnia 2014 r. ma wyglądać w Warszawie tak: na Stadionie Narodowym, 70 lat i kilkadziesiąt minut po godzinie W, rozpocznie się projekcja „Miasta 44”, superprodukcji o powstaniu warszawskim. W lożach vipy z prezydentem Bronisławem Komorowskim na czele. Ale najważniejsi są inni widzowie – siedzą na trybunach i fotelach ustawionych na murawie. Tych na trybunach jest trochę ponad tysiąc, tych na fotelach – 10 tys. Ci pierwsi brali udział w powstaniu, a dla tych drugich powstał film o tamtych czasach. Po napisach końcowych zapada cisza, potem czuć ogromne emocje i więź między młodą i starą publicznością.
Tak przynajmniej widzi to Michał Kwieciński z Akson Studio, producenta takich filmów Andrzeja Wajdy, jak „Katyń”, „Tatarak” i „Wałęsa. Człowiek z nadziei” oraz serialu „Czas honoru”. Film wejdzie do kin 19 września. – Mamy nadzieję, że młodzi dadzą się ponieść historii – mówi. To Kwieciński osiem lat temu zamówił u 23-letniego wówczas studenta filmówki Jana Komasy scenariusz o powstaniu warszawskim. Przez ten czas zmieniał się scenariusz, obsada, Warszawa, temperatura sporu o powstanie. Zmieniło się też polskie kino.
Kino drogi(e)
– Miałem ambicję, aby na przekór wszystkim film wysokobudżetowy na ważny narodowy temat został zrealizowany przez bardzo młodego człowieka – mówi szef Akson Studio. – Chciałem dokonać rewolucji w polskiej kinematografii. Dziś Jasiek Komasa nie jest już taki młody, ma 32 lata, więc rewolucja będzie mniejsza, ale będzie.
W 2005 r. absolwenci szkół nie mieli gdzie pracować, rozwijać się. Komasa nazywa tamten czas epoką poquovadisową. Seriale okupowali starsi reżyserzy, rynek filmów reklamowych też był niedostępny, a zdobycie publicznych środków na produkcję graniczyło z cudem.