Rok temu Steven Soderbergh, twórca 30 filmów, wśród których były oscarowy „Traffic” i „Ocean’s Eleven”, zaskoczył informacją, że w wieku 50 lat przechodzi na filmową emeryturę. „To po prostu przestało być zabawne” – uzasadniał swoją decyzję. A potem, już jako emeryt, zabrał się do pracy. Na nowojorskim off-Broadwayu wyreżyserował spektakl „The Library” („Biblioteka”) o strzelaninie w szkole, na nowo zmontował „Kafkę”, swój film z 1991 r. Poza tym importuje boliwijską brandy o nazwie Singani 63 oraz prowadzi połączenie bloga ze sklepem internetowym. Ale i tak wszystkich najbardziej zaskoczyła wiadomość, że zgodził się wyreżyserować dziesięcioodcinkowy serial, w dodatku nie dla telewizyjnego giganta w typie HBO, tylko mającego skromniejsze ambicje kanału Cinemax. Premiera już 9 sierpnia.
– Myślę, że w tym momencie kariery już żaden z moich wyborów nie powinien szokować – śmieje się, odpowiadając na pytanie o powody zaangażowania w produkcję. Szokujący nie jest sam udział twórcy hollywoodzkich hitów w telewizyjnym projekcie – gwiazdy reżyserii współtworzą seriale już od ładnych kilku lat. Jednak wielcy reżyserzy zwykle ograniczają się do wyreżyserowania pilotowego odcinka (wyjątkiem jest David Lynch, twórca „Miasteczka Twin Peaks”), a kolejnymi częściami zawiadują już ich mniej znani, za to bardziej dostępni (i tańsi) koledzy po fachu. Tymczasem Soderbergh potraktował cały serial jako autorski projekt, konsultował scenariusz, wyreżyserował wszystkie odcinki, interesował się zdjęciami i montażem, a także współprodukował całość.