Początek lipca 1983 r., Kit Kat, klub ze striptizem w Hollywood. Na afiszu dwie grupy o dziwnych nazwach. Roid Rogers And The Whirling Butt Cherries i Red Hot Chili Peppers. Pierwsza miała osobliwy wizerunek. Muzycy paradowali w skórzanej bieliźnie, która nie do końca zakrywała to, co powinna zakrywać. Młodzieńcy z drugiego zespołu najwyraźniej im tego image’u pozazdrościli. Po zagraniu kilku piosenek – czyli całego ówczesnego repertuaru – wrócili więc na scenę odziani wyłącznie w skarpetki... Na przyrodzeniach.
30 lat później Cliff Martinez, perkusista Whirling Butt Cherries, jest cenionym kompozytorem ścieżek dźwiękowych. W ubiegłym miesiącu przyjmowano go z honorami na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie. A Red Hot Chili Peppers – jedna z najbardziej popularnych rockowych grup w naszym kraju – będzie czołową gwiazdą festiwalu Open’er.
Problemy to ich specjalność
Odzieżowe ekscesy były pierwszym, co zwróciło w Polsce uwagę na amerykański zespół. Mowa o czasach, gdy płyty Red Hot Chili Peppers nie były nawet wydawane w Europie Zachodniej, nie mówiąc już o jej części za żelazną kurtyną. Bodaj pierwsza wzmianka o zespole w polskiej prasie pojawiła się w 1988 r. jako ciekawostka. Ilustrowało ją zdjęcie kwartetu paradującego w samych skarpetkach po słynnym przejściu dla pieszych na londyńskiej Abbey Road. „Amerykanie, jak wiadomo, zgodzą się na wszystko, by tylko zrobić karierę” – brzmiał komentarz. Dwa lata później, już po przełomie, Red Hot Chili Peppers kojarzeni byli szerzej, ale głównie wśród miłośników deskorolki.