Grupa kanadyjskich nastolatków spędza dwa tygodnie na badaniach płazów na bagnach Luizjany. Gdy wyczerpani i znużeni wracają do cywilizacji, okazuje się, że świat, jaki znali, już nie istnieje. Wśród ludzi krąży tajemniczy wirus, a miasta, w których mieszkają zakażeni, zostały otoczone pospiesznie zbudowanymi murami.
Tak zaczyna się „Pandemia”, pierwszy tom francuskiej serii komiksowej „Green Class”, stworzonej przez scenarzystę Jérôme’a Hamona i rysownika Davida Tako. Marcowa premiera zbiegła się z ogłoszeniem w Polsce stanu epidemii i wprowadzeniem – podobnie jak w większości krajów świata – ścisłych zasad społecznego dystansu, by spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2. To wyjątkowy zbieg okoliczności – data publikacji została przecież zaplanowana znacznie wcześniej, a we Francji „Pandemia” ukazała się już w lutym ubiegłego roku – lecz zarazem kolejny dowód, że teksty popkultury często okazują się komentarzem do rzeczywistości.
Sytuacja, w której znaleźli się bohaterowie „Green Class”, na szczęście nam nie grozi: w komiksie wirus zmienia zakażonych w potworne istoty, obdarzone niezwykłą siłą i pozornie bezmyślne. Nie jest ekstremalnie zjadliwy, lecz niestety stuprocentowo skuteczny – co prawda nie zabija nosiciela, lecz nieubłaganie zamienia go w monstrum, a to już grozi śmiercią z rąk wojska lub uzbrojonych po zęby ochotników.
Katalog plag
„Green Class” szybko wkracza na ścieżki wytyczone przez dziesiątki innych tytułów, w których ludzkość musi się zmierzyć z wirusem lub innym rodzajem zakaźnej choroby. Od „Bastionu” Stephena Kinga po komiks „Żywe trupy” i jego serialową adaptację. Twórców mniej interesują przecież mechanizmy działania pandemii, a bardziej to, co dzieje się z ludzkością, gdy polityczne, społeczne i ekonomiczne reguły rządzące światem tracą znaczenie.