Zawodowe życie artysty świetnie i lapidarnie podsumował ongiś Mieczysław Porębski, pisząc: „Pierwsze zachowane prace graficzne Wróblewskiego pochodzą z 1944 r. Miał wówczas 16 lat. Pierwsze abstrakcje zaczął robić w 1948 r., gdy miał 20 lat. Mając lat 21, postanowił zostać realistą. (…) Mając lat 28, określił i wypowiedział najbardziej istotne i dojrzałe treści swego malarstwa”. Zaś życie osobiste zakończył tragicznie, mając 30 lat, w momencie, gdy na dobre dopiero się rozwijało, pozostawiając matkę, żonę i trójkę dzieci.
Choć śmierć sprawiła, że jego dorobek nagle okazał się rozdziałem zamkniętym, to wydawało się, że artystyczna sława Wróblewskiego będzie tylko rosnąć. Wkrótce po śmierci malarza, w styczniu 1958 r., zorganizowano w krakowskim Pałacu Sztuki dużą wystawę jego prac i w tym samym roku jeszcze kolejnych siedem mniejszych ekspozycji w różnych miastach kraju. A później zapadła cisza na kolejne... 35 lat, zmącona praktycznie tylko raz: wystawą w poznańskim Muzeum Narodowym z okazji 10. rocznicy nieszczęśliwego wypadku w Tatrach, który kosztował go życie.
Przełom nastąpił dopiero w 1993 r. za sprawą książki „Wróblewski nieznany”, której autor Jan Michalski pisał z goryczą: „Nikt nie podjął się analizy jego twórczości, nikt nie skonfrontował go ze współczesnością, nikt nie przedstawił rachunku sumienia. (…) Artysta przestał istnieć”. W ślad za publikacją przygotowano wystawę w krakowskiej galerii Zderzak. I tak ruszyła fala ponownie gwałtownie wznosząca artystę, z wystawami w największych polskich galeriach i muzeach, wydawnictwami, naukowymi sesjami, badaniami. W 1999 r. w ankiecie POLITYKI, mającej wyłonić najwybitniejszych polskich twórców XX w., Wróblewski był już bardzo popularny i znalazł się na piątym miejscu, przed takimi gwiazdami, jak Alina Szapocznikow czy Magdalena Abakanowicz.