JANUSZ WRÓBLEWSKI: – „Muszę znaleźć swoją Kalinę”, zwierzała się pani w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” przed rozpoczęciem zdjęć. Kogo pani znalazła?
MARIA DĘBSKA: – Żeby zagrać tę rolę, musiałam znaleźć w sobie przestrzeń, żeby tam Kalinę wybudować. Dość długo trwały przygotowania, to było kilka intensywnych miesięcy. Spotykałam się z różnymi osobami, które znały Kalinę Jędrusik. Przeczytałam, zobaczyłam, wysłuchałam chyba wszystko na jej temat. Wiele mi to dało, ale w pewnym momencie poczułam, że jest tego za dużo. Potrzebowałam ciszy i spokoju, by to ogarnąć. Odcięłam wszystkie bodźce. Zamknęłam się z własnymi myślami. Przez pierwsze dwa dni na planie czułam się niepewnie, jakbym pierwszy raz była na łyżwach. Dość szybko jednak przyszedł spokój. Zapominając o oczekiwaniach, co muszę, a czego mi nie wolno, odzyskałam swobodę.
Pierwsza peerelowska celebrytka kąpiąca się w szampanie, polska Marilyn Monroe, grzeszna i święta zarazem – zainteresowanie rodaków budziła głównie jej wybujała seksualność?
Nie da się jej wyłącznie do tego sprowadzić. Rozmawiałam o tym godzinami z Anią Skorupą, pionierką coachingu aktorskiego w Polsce, pracującą z aktorami nad uruchamianiem i budowaniem postaci. Każdy z nas ma jakieś dominujące energie, u Kaliny jedną z nich na pewno była zmysłowość, całkowicie oczyszczona z rygorów patriarchalnego wychowania, tradycyjnego modelu rodziny – jakby nie z tego świata. Dość niepewnie się czułam w tej przestrzeni. Uczy się przecież dziewczynki, by kontrolować swoją seksualność, żeby za dużo nie pokazywać, nie mówić, hamować swoje pragnienia, ograniczać potrzeby. A ona puszczała to wszystko na żywioł, nie bała się. Musiałam to fizycznie i emocjonalnie zrozumieć.