Wieżowce zjadły ludzi
Jak wieżowce zjadły ludzi i dlaczego beton tak uzależnia. Niezwykły dokument o architekturze
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Ukryte piękno architektury, poszukiwanie sensu życia – co skłoniło pana do zajęcia się tym projektem?
WIKTOR KOSSAKOWSKI: – 11 lat temu wydawało mi się, że pracuję nad komedią. Chciałem się zastanowić, dlaczego szczytne idee wypaczają się, gdy dochodzi do ich realizacji. Aby pojąć klęskę współczesnej myśli architektonicznej, wystarczy przyjrzeć się temu, co się aktualnie buduje. W XXI w. przestrzeń miejska przestaje mieć jakikolwiek związek z otaczającą ją naturą. Budynki stają się abstrakcją. Rozmawiałem o tym z kilkudziesięcioma najwybitniejszymi architektami. Każdemu zadawałem dwa te same pytania. Na bardzo proste, dlaczego wybrali swoją profesję, odpowiadali mniej więcej podobnie. Urodzili się w mieście, gdzie na dziesięć domów tylko jeden wydawał się piękny. Skoro ludzie potrafią tworzyć sensowne rzeczy, dlaczego powstaje tyle brzydkich? Drążenie tego tematu zawiodło ich do zawodu. Uparcie rysowali wspaniałe budowle, zdobywali nagrody, ale lepiej sprzedawały się plany centrów handlowych, biurowce. Ponieważ musieli z czegoś żyć, utrzymać wieloosobowe zespoły, płacić dobre pensje, w ich katalogach ostatecznie te wymarzone, piękne bryły stanowiły tylko 10 proc., a cała reszta to typowe konstrukcje.
Marzenia zawsze są weryfikowane przez życie.
Pocieszające jest to, że w modzie jest teraz architektura zrównoważona. Czyli taka, która na dachach urządza ogrody. Nazywa się ją zieloną. Obecny model budownictwa nie wykorzystuje należycie długotrwałych, opierających się czasowi materiałów. Użycie kamienia się nie opłaca. W cenie jest szybkość. W ciągu roku, dwóch mają rosnąć osiedla molochy, które po kilku dekadach zastępuje się nowymi. W samej tylko Wielkiej Brytanii wyburza się 50 tys.