Chłopiec rzuca kamieniami w ludzi wychodzących z kościoła. Pewnie mały chuligan. Nic z tych rzeczy, jak się wkrótce przekonamy, Prescott pochodzi z dobrej rodziny i jest dzieckiem bardzo inteligentnym. Niedawno zakończyła się pierwsza wojna światowa, ojciec chłopca jako wysłannik prezydenta Woodrowa Wilsona bierze udział w konferencji wersalskiej, on zaś mieszka z matką w podparyskiej rezydencji. W Wersalu wpływowi politycy, spierając się, rysują nowe mapy w przekonaniu, że teraz na długie lata zapanuje pokój na ziemi. Na wsi spokój jest tylko pozorny. Chłopiec niczym czuły instrument wychwytuje nastroje czasu, także skomplikowane relacje między rodzicami. Świat dorosłych oglądany oczami dziecka jest pełen obłudy. Broni się przed nim coraz mniej skrywaną agresją, choć to bardzo ryzykowna gra. Gdyby w przyszłości, jako dorosły, udał się do psychiatry freudysty, ten byłby w stanie wytłumaczyć, dlaczego stał się tym kimś, kogo zobaczymy w ostatniej scenie filmu. Debiut Amerykanina Brady’ego Corbeta został bardzo dobrze przyjęty na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji. Z pewnością na pochwały zasługuje wyrafinowana forma filmu: aktorstwo, zdjęcia oraz ścieżka dźwiękowa. Z konkluzją, że mianowicie dzieciństwo miało (i ma!) wpływ na charakter późniejszych tyranów, nie sposób się nie zgodzić. Z tym że to wcale nie takie odkrywcze.
Dzieciństwo wodza, reż. Brady Corbet, prod. Francja/Węgry/Wielka Brytania, 115 min