Recenzja filmu: „Kulej. Dwie strony medalu”, reż. Xawery Żuławski
Żuławski bawi się nostalgiczną podróżą w odmęty głębokiej komuny, jakby to była baśń albo musical.
Żuławski bawi się nostalgiczną podróżą w odmęty głębokiej komuny, jakby to była baśń albo musical.
Olbrzymi sukces „Jokera”, przypieczętowany Oscarem dla Joaquina Phoenixa za tytułową rolę, musiał zaowocować sequelem.
Powstał wyjątkowy dramat – co nie znaczy, że dla każdego.
Humor jest nierówny a realizacja na przeciętnym telewizyjnym poziomie.
Wszystko tu zagrało niemal perfekcyjnie: od świetnej animacji, przez dubbing, po niewymuszony, inteligentny humor i płynne połączenie scen aktorskich z animacją.
Ogląda się to ze szczerym wzruszeniem, lecz powiedzieć, że to szkolna czytanka i hagiografia, to jak nic nie powiedzieć.
Niewielu twórców tak krytycznie i wnikliwie przygląda się stanowi ducha środkowej Europy.
„Bokser” kilka ciosów wymierza celnie, ale ostatecznie wyraźnie przegrywa na punkty.
Ten romans science fiction wykorzystuje pomysł osobliwej psychodramy.
Balansujący na granicy groteski i dosadnej satyry film trafia idealnie w swój czas.
Bertrand Bonello nie jest nowym Davidem Lynchem, niewątpliwie jednak coś bolesnego ma do powiedzenia.
Zniuansowany portret wydobywający z Lee brawurę, wrażliwość, ale i bezlitosne zauroczenie okrucieństwem.
Przed laty „Sok z żuka” na dobre rozkręcił hollywoodzkie kariery zarówno Tima Burtona, jak i Michaela Keatona, dał też przepustkę do sławy nastoletniej wówczas Winonie Ryder.
Są dziesiątki powodów, by obejrzeć „Czas apokalipsy” – po raz pierwszy albo po raz kolejny.
Tu jedzenie ma pieścić zmysły, kusić, uwodzić, pod tym względem to film niezwykle sensualny, choć z pewnością nie każdy bezrefleksyjnie podda się temu urokowi.
Akcja rozgrywa się współcześnie, jednak stylistyka retro zdecydowanie tu pasuje.
To najlepsza odsłona „Obcego” od lat.
Dojmująco smutny film o smutnych ludziach.
Marzenie o wolności i niezależności kończy się tam, gdzie w grę wchodzą porachunki gangów.
Jak trudno niewinnemu człowiekowi bronić się przed oszczerstwami.
Guy Ritchie bawi się tylko w wojnę.
Czegoś w „Love Lies Bleeding” dotkliwie brakuje.
Jak na letni czas rozrywka w sam raz.
Film miał spory potencjał, niestety ciąży mu gatunkowa niekonsekwencja.
Satanistyczne horrory często rywalizują z krwawymi slasherami w epatowaniu okrucieństwem.