Przekraczanie własnych ograniczeń, toksyczna męskość, uzależnienie zarówno od używek, jak i rywalizacji, pułapki sławy: nie ma w filmie Benny’ego Safdiego tematów, których kino sportowe nie poruszałoby już wcześniej. Siła „Smashing Machine” płynie jednak nie z oryginalności, lecz z obserwacyjnej szczerości – inspiracją był nakręcony ponad 20 lat temu dokument o tym samym tytule, historia wzlotu, upadku i rehabilitacji Marka Kerra, jednego z pierwszych wielkich zawodników MMA. Filmy o sportach kontaktowych często zamieniają rywalizację w krwawy balet, estetyzują. Safdie woli realizm. Pod koniec lat 90. Kerr był u szczytu sławy, lecz jego błyskotliwą karierę przyhamowało uzależnienie od narkotyków i leków przeciwbólowych. Scenariusz śledzi kolejne wydarzenia z życia zawodnika, skupiając się nie tyle na jego sportowej karierze, ile na piętnie, jakie odcisnęła ona na relacjach Kerra z innymi ludźmi, przede wszystkim z życiową partnerką Dawn (Emily Blunt) oraz z przyjacielem (a okazjonalnie rywalem) Markiem Colemanem (Ryan Bader). Prawdziwym odkryciem jest jednak grający główną rolę Dwayne Johnson. To legenda wrestlingu i gwiazda Hollywood, ale po raz pierwszy dostał rolę, która korzysta nie tylko z jego sprawności i charyzmy, lecz przede wszystkim z aktorskich umiejętności. Występ godny oscarowej nominacji.
Smashing Machine, reż. Benny Safdie, prod. USA, 123 min, w kinach od 17 października